Rozdział VII

  Po lekcji o bulimii i anoreksji trzeba coś zjeść. Po prostu każdy robi się głodny, gdy o tym słucha. I w ten oto sposób na przerwie prawie wszyscy zajęli się jedzeniem. W kącie korytarza siedzieli Klara, Piotrek, Gundżu i Łukasz. Tuż obok siedziały razem Agata i Gosia. We wszystkich takich grupkach uczniowie coś jedli, albo właśnie wróciwszy ze sklepiku szkolnego coś odpakowywali. Wyjątkiem był Wojtek, ale on zawsze był wyjątkiem.
  Przez chwilę spokojnie zaspokajali najważniejszą potrzebę, ale potem ,,doskonałe" skończyły jeść i postanowiły zająć się czymś innym. Podeszły całą grupką do Agaty i Gosi.
   - Chciałyśmy się upewnić, czy jesz normalnie - odezwała się Ewelina do  Agaty.
   - Z tą straszną chorobą nie ma żartów, jak mawia Pieńkowski - dodała Julia. Teksty biologa często były zapamiętywane przez uczniów.
   Agata zaczerwieniła się, ale chyba nie miała siły i ochoty odpowiadać. Gosia podobnie. Kilka osób komentowało wydarzenie. Za to Gundżu wstała. Jej mina była... Gdyby bomba atomowa spadająca na Hiroszimę miała twarz, to miałaby taką minę. Nie wróżyło to dobrze.
   - Denerwujecie mnie - oznajmiła spokojnie i dodała - Lepszych od siebie nie należy denerwować, musicie to w końcu zrozumieć.
  Uderzyła Ewelinę w twarz. Pięścią. Żonkil się zachwiała, mało brakowało, by upadła. Z nosa poleciała jej krew. Potem mówiła dalej, nie zwracając uwagi na wszystko, co się działo.
   - Niesamowicie mnie irytuje duma u ludzi, którzy nie mają powodów do zadowolenia z siebie. Oraz poniżanie innych, zwłaszcza tych, którzy właśnie mają powody do dumy. Tak samo kłamstwa. I plotki. Nie lubię też obgadywania swoich przyjaciół za ich plecami, a gdy Julia mnie zaprosiła ona, Ewelina i Ala obgadywały Asię, która wyszła wcześniej. A tak w ogóle, to pochodzę z rodziny bogatszej od waszych rodzin razem wziętych, tylko były problemy ze spadkiem po rodzicach. Którzy nie żyją, jeśli kogoś to interesuje. Moi znajomi nazwaliby was plebsem. W prawdziwym świecie, poza szkołą, za tamten wywiad byłybyście pozwane. W życiu byście się nie wypłaciły.
  Robiło się jakieś zamieszanie, Ewelina poszła do pielęgniarki szkolnej, nauczyciele zareagowali, wszyscy już to zauważyli... Ale kogo to obchodzi?


***

    - Jakoś tego nie żałuję - stwierdziła Gundżu. Dostała jakąś tam naganę. Jej dziadek i tak nie miał dostępu do librusa, bo nie bardzo wiedział, że może go mieć. Ona sama miała i nie zamierzała go uświadamiać w tych sprawach.
    - Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? - zapytała Klara - Ja wiem, że kto inny poleciał do pielęgniarki z krwotokiem, ale może jakiś szok... red bull do śniadania zamiast herbaty? Albo nie należało brać takiego białego proszku od jakiegoś dziwnego typa z twojej okolicy?
    Dziewczyna zgromiła ją spojrzeniem.
   - Nie, nic nie brałam. Chociaż teraz czuję się nieco dziwnie. Taka euforia jakaś. Czuliście się kiedyś tak, jakbyście nie bali się niczego i wiedzieli, że wszystko musi się udać? I nic ani nikt nie jest na tyle ważny, by tej śmiałości zagrozić?
   Przyjaciele popatrzyli po sobie i uśmiechnęli się.
   - No. Nazywamy to szczęściem.
   - Dobra, to co robimy z tak pięknie zaczętym, ale deszczowym dniem? - zapytał Piotrek zakładając czapkę.Lekcje skończyły się chwilę temu.
  Nikt się przez chwilę nie odzywał. Do szatni weszła Asia. Sama. Zmieniała buty kawałek od nich, unikając wzroku przyjaciół. Po założeniu lewego buta, prawym w dłoni, jednak podniosła głowę.
   - Co one o mnie wtedy, gdy byłaś u Julii, mówiły?
  Gundżu zawahała się chwilę, próbując przypomnieć sobie obce słowo.
   - Tomboy. Wyładniałaś, ale i tak jesteś brzydka. Harcerz mógłby cię poderwać, bo oni lubią brzydkie, w końcu pomagają ludziom.
  Dziewczyna kiwnęła głową. Rzeczywiście miała wąskie biodra i mały biust, brakowało jej również wcięcia w talii. Za to miała całkiem zgrabne nogi, które dzięki obcisłym dżinsom można było zauważyć. Jej wygląd miał oprócz tego przeróżne inne wady i zalety. Trudno powiedzieć, czy była ładna, czy brzydka. Po prostu taka zwykła dziewczyna, jakich wiele. Miała ładne oczy, prosty nos, taki z rodzaju idealnych, bo niezauważalnych, usta za szerokie, czoło tak wysokie jak być powinno, kości policzkowe odpowiednio wydatne.
   Westchnęła.
   - Nawet mnie to nie dziwi.
   - Nas też - powiedziała Klara. W zasadzie nikogo nie zdziwiło, po prostu w końcu ktoś powiedział o tym głośno.
   Popatrzyła na sufit i nagle dodała:
   - Jesteśmy idiotami. Jeszcze wczoraj gdybym mi powiedzieli, że mogę cię zabić i nie ponieść konsekwencji, to byłoby już po pogrzebie. A teraz jakoś cię nie nienawidzę. Jeśli mogło to zmienić uderzenie kogoś w twarz i to żadnej z nas dwóch i przez żadną z nas, to coś jest nie tak.
   - Dzięki, że nie chcesz mnie zabić - mruknęła Asia.
  Piotrek pomyślał chwilę.
   - Zauważyłem, że nikt nie chce nikogo zabijać, poza nami i pewną trójką. Trójka chce zabić nas, my ją, reszta nic nie zauważa.
   Gundżu pokręciła głową.
   - Jest Agata, przyjaźniła się z Alą. Tak słyszałam od Gosi, Ala ją tutaj obsmarowała. Co prawda, po niej bym się nie spodziewała morderczych za...
   - Nie mów o tym, czego się nie spodziewasz - przerwała Klara - Też się niektórych rzeczy nie spodziewaliśmy.
    - Ojeju, drugi raz cię nie zaskoczę, obiecuję - powiedziała Gundżu poważnie.
  Klara rzuciła jej mordercze spojrzenie, ale nie odpowiedziała.  Najwyraźniej nie chciała sama być uderzoną w twarz. Chociaż zapewne była silniejsza od Gundżu.
  Pojawił się Wojtek. Uśmiechnął się szeroko do zebranego towarzystwa.
   - Gundżu, gratulacje, chcesz zostać drugim Pudzianem? Co prawda, nie wiem, co mówi o czyjejś sile uderzenie szkieletu, przecież podobno któraś dziewczyna ma bulimię, a od niejedzenia jest się słabym.
  Dziewczyna wywróciła oczami. Gratulowała jej już Nikola. I Agata. Oraz Gosia. Medard też. To było jakieś wielkie osiągnięcie czy jak?
  Wywróciła oczami, zapięła kurtkę i z plecakiem na jednym ramieniu wyszła. Szła bardzo szybko.
  Pozostali uznali, że też można w końcu opuścić szkołę. Jak się siedzi w szatni tak długo, że Wojtek zdąży przyjść, to naprawdę trzeba się wziąć za siebie. Chłopak zwykle pamiętał, by sprawdzić zastępstwa na następny dzień, poza tym nigdzie się nie spieszył, więc przychodził ostatni.


***
  Agata była wystraszona. Alicja Ikona, Ewelina Żonkil, Julia Raj... Kiedyś imię Ewelina wydawało się takie ładne, ale już się takie nie wydaje.
  I teraz pewnie jest na celowniku. Bo nikt nie chce zadzierać z ludźmi, którzy mogą zaprotestować. Gundżu jest idiotką. Wydawała się taka rozsądna... a tu coś takiego! Jak mogła się tak pomylić?
  Chociaż... Ona zawsze się myliła. Alicja też wydawała jej się inna. Gosia na szczęście nie zamierzała jej zawie... Może lepiej nie zapeszać.
  Są ludzie - urodzone ofiary. Tacy jak ona. Są też tacy inni, którzy są agresorami. Najlepiej zaakceptować swoje miejsce w świecie i żyć spokojnie. Nie mieszanie się do takich spraw to gwarancja spokoju.
  A jak już się tak szczęśliwie złożyło, że nie jesteś ofiarą, to po co się do porządku rzeczy mieszasz? Taki Syzyf też zajmował się sprawami boskimi, mianowicie umieraniem. I źle na tym wyszedł. A naprawianie świata to syzyfowa praca, tak na marginesie się skojarzyło.
   Wracając ze szkoły, zaczęła rozmyślać także o słowach Gundżu. Bogatsza od ich rodzin razem wziętych. Zrobiła w głowie listę osób z zamożniejszych rodzin. Najwięcej kasy ma albo Ewelina, albo Ala. Zaraz za nimi postawiłaby Julię, Łukasza, Jacka... Czyli już wiadomo, że Gundżu była bardzo bogata. A ona kiedyś zaprosiła ją do siebie! Jak dobrze, że nie mogła przyjść. Przecież wstyd dom pokazać księżniczce, tak jak kiedyś wstydziła się zapraszać do siebie Alę. Słusznie zresztą, bo nie jest fajnie być patologią. Czyli nie ponawiamy zaproszenia.
  Gdy wyszła ze szkoły skierowała się prosto do domu. Szła wolno, bo jakoś tak nie czuła potrzeby wracania tam. Za nią szła jakaś grupka i zaczęła słuchać ich rozmowy.
   - To może opowiesz mi o tej dziewczynie, o której mówiłeś w Tremyszewicach?
  Tremyszewice. Jaka nazwa. Podobna do nazwiska Klary, a to ona właśnie mówiła.
   - Nie znasz jej, mówiłem ci - to był głos Łukasza.
   - Mógłbyś ją nam przedstawić - gdzie Klara i Łukasz, tam jest też Piotrek - Albo cokolwiek o niej powiedzieć. Jak wygląda?
  Gdyby się odwróciła widziałaby, że Łukasz patrzy na Piotrka zrezygnowany. Takie spojrzenie znaczyło: I ty, Brutusie?.
   - Jest wyższa ode mnie, tak jak każdy, ale chyba nie jest wyższa od Klary. Ma długie... piękne, brązowe włosy.
  Zaciął się. Chyba pakuje się w kłopoty. Mógł skłamać, a powiedział o włosach. Naprawdę mu się podobały, ale jeszcze ktoś to połączy.
   - A jak się nazywa i skąd ją znasz?
   - Z PCK. Nazywa się... Basia Sziska.
   Klara zamrugała kilkakrotnie. Agata mogła to zobaczyć, bo właśnie się odwróciła.
   - Znam Sziską. Niestety. Musiałeś się zakochać w dziewczynie  z dziesiątki, człowieku? I... ona przecież jest blondynką.
  Chyba nigdy nie widziała Łukasza tak przerażonego. 
   - No to wpadłem... Skąd ją znasz?
   - Ale w co wpadłeś...? I czemu w ogóle te wszystkie kłamstwa, jaka jest prawda... Aaa!!!
   Chłopak zamyślił się. Wskazał na przyjaciela.
   - Idziesz do domu sam. Albo odprowadzasz Agatę, bo nikt nie ma tego słyszeć. Jasne?
  Piotrek się zdziwił.
   - A czasem nie jest tak, że nie mamy przed sobą tajemnic?
   - To możemy to zawiesić na pół dnia. Albo w ogóle odpuścić, nie będę pierwszą osobą, która to złamała - powiedział Łukasz. Zaczynał robić się czerwony na twarzy, ale Agata nie patrzyła na to, tylko odwróciła się i poszła szybkim krokiem w stronę domu. Cała ta sytuacja była dla niej za dziwna.

***

    - Tłumacz się - zażądała Klara. Złożyła ręce na piersiach i patrzyła na Łukasza. Nie podobało jej się przypomnienie o zawieszeniu zasady. W ogóle, cała ta wyjątkowa absurdalna sytuacja jej się nie podobała. Czemu Piotrek nie mógł tego usłyszeć? Ba, czemu ktokolwiek nie mógł czegokolwiek usłyszeć?
  Chociaż jak Łukasz trzyma coś w sekrecie, to pewnie poważna sprawa. Albo jednak nie znała go tak dobrze, jak myślała. 
    - Jak mnie wtedy zapytałaś o dziewczynę, co mi się podoba, to wpadł mi do głowy naprawdę głupi pomysł... Ale miałem rację, że nawet na mnie nie spojrzy. Bo... em, no. To byłaś ty, ale nie mogłem tego powiedzieć.
    - Ale... Co?!!! Nie, nie, to nie jest możliwe. Żartujesz sobie - zawahała się - Powiedz, że żartujesz.

***

  - Nienawidzę. Go - oznajmiła Klara siedząc u Gundżu na kanapie. W zasadzie nie wiedziała, czemu jest zła, ale była.
  - Czemu?
  - Przecież ci przed chwilą wszystko opowiedziałam - Klara wywróciła oczami - Nie każ mi tego powtarzać.
  Gundżu patrzyła na nią chwilę, myśląc nad czymś intensywnie. W końcu pokręciła głową i oznajmiła:
  - Nie, w twojej opowieści nie było powodu do tej nienawiści.
  Była pierwszą osobą, jaka dowiedziała się o wyznaniu (jak to patetycznie brzmi) Łukasza. I niestety nie chciała trzymać strony Klary. Trzeba było najpierw się zwierzyć Piotrkowi. Ale Gundżu jest dziewczyną, więc Klara najpierw pomyślała o niej.
   - No ale - próbowała zaprotestować - Dobra. Poddaję się, mów mi, co o tym sądzisz.
   - Albo dasz mu kosza, albo zrobisz mu fałszywą nadzieję, albo zrobisz mu nie fałszywą nadzieję.
  Klara popatrzyła na nią jak na idiotkę, ale Gundżu mówiła dalej.
   - W pierwszym przypadku być może przestaniecie się przyjaźnić, a tak jak wcześniej to już nie będzie. W drugim musiałabyś go długo oszukiwać, a potem przestalibyście się przyjaźnić, bo jak długo mogłabyś kłamać? Jest jeszcze opcja trzecia. Możliwe zakończenia: żyjecie długo i szczęśliwie, albo ta przyjaźń tak czy siak się kończy. Masz jedno wyjście kończące się długo i szczęśliwie.
  Klara spiorunowała ją wzrokiem.
   - Kieruję się emocjami, a nie rachunkiem prawdopodobieństwa.
  Gundżu uśmiechnęła się do niej słodko.
   - Ale masz jeszcze mnie, bym ci o takich rzeczach mówiła.

***

  Piotrek nie lubił o czymś nie wiedzieć. Wierzył, że Łukasz wiedział, co robi. Wierzył, że gdyby to nie było aboslutnie konieczne, niczego by przed nim nie zataił. Miał dużo wiary w ludzi. 
  Nie miał za to nadmiaru cierpliwości. Zastanawianie się, czemu Łukasz chciał się go pozbyć, źle na chłopaka działało. 
  I tak sobie siedział w domu i przytupywał, bo czemu by nie? Może w końcu ktoś się do niego odezwie.
  Wreszcie zadzwonił telefon. Odebrał, nie patrząc nawet, kto dzwoni. W końcu Klarę od Łukasza odróżni po głosie. 
  Głos w słuchawce był damski. I należał do Asi. Jak miło.
   - Cześć, Piotrek!
   - Cześć - burknął do słuchawki. To nie z nią chciał rozmawiać. Chociaż ją lubił. Miło się z nią rozmawiało. 
   - Robisz coś?
   - Czekam aż będę godny tajemnicy mojego najlepszego przyjaciela - szkoda, że Asia nie mogła zobaczyć, jak wywraca oczami.
   - Chyba nie chcę w to wnikać - powiedziała dziewczyna po kilku sekundach - Nudzi mi się strasznie i tak jakby nie mam już przyjaciółek. 
  I tak oto, gdy ktoś chciał mu wszystko wyjaśnić, on opowiadał o tym Asi. Co tam rozwiązywanie problemów, jak można o nich mówić!
  W tym czasie przyszło trochę SMSów.
  Teraz mogę ci wyjaśnić sprawę, oddzwoń. ~ Łukasz 16:02
  Odbierz no. Rachunek prawdopodobieństwa jest makabryczny. ~ Klara 16:34
  Jak tak długo gadasz, to pewnie z Klarą. ~ Łukasz 17:02
  Czy ty tak gadasz z Łukaszem właśnie? ~ Klara 17:08
  Porozmawiaj ze mną, zanim Klara opowie o nienawiści bez powodu. ~ Gundżu 17:09
  Podobno ja jestem tu największą gadułą. ~ Łukasz 17:31
  Podziwiam Łukasza, że zagadał cię na tak długo. ~ Klara 17:40
  Tu moje życie leży w gruzach, a ty nie odbierasz. ~ Łukasz 17:54
  Rachunek prawdopodobieństwa. Potrzebuję cię. ~ Klara 18:26
  Olej tamtych dwoje. Tylko ja tu umiem myśleć logicznie. ~ Gundżu 18:41
  Może ktoś zamierzał mu jednak coś wyjaśnić. Nawet trzy osoby naraz. I oddzielnie. No to czekamy do rana, aż spotka się z całą trójką jednocześnie. Wcale nie robił tego z przekory. To dla dobra jego przyjaciół. I co z tym ma wspólnego rachunek prawdopodobieństwa?

***

  Gundżu siedziała na ławce i czytała jakąś broszurkę. Nagle uśmiechnęła się i mruknęła:
   - Zerowe bezrobocie i wspieranie przedsiębiorczości. Jasne.
  Piotrek nie rozumiał, o czym mówi. Postanowił zapytać.
   - Co w tym jest śmiesznego? I ogólnie, co ty czytasz?
  Gundżu wywróciła oczami. Z jakim debilem ja się przyjaźnię. Przynajmniej tak to wyglądało dla chłopaka.
   - Zerowe bezrobocie nie jest możliwe w kapitalizmie, a przedsiębiorczość nie jest możliwa w socjalizmie. Jak jest zerowe bezrobocie i chcesz otworzyć firmę lub ją powiększyć, potrzebujesz pracowników, to ich nie ma, bo wszyscy pracują. To jest zła sytuacja. A wspieranie przedsiębiorczości to bzdura, bo niby jak ją wspierać inaczej niż ułatwiając ludziom życie zmniejszając biurokrację przy zakładaniu firm? A o tym ta partia nie napisała w swoim programie.
   - Dobra, nie rozumiem - uniósł ręce w obronnym geście. Dziś nic nie rozumiał. Dziewczyna powiedziała, by zaczekali na Klarę lub Łukasza i wtedy się wszystkiego dowie o rachunku prawdopodobieństwa. Najwyraźniej zmieniła zdanie i nie chce mu już powiedzieć pierwsza.
  Oparł głowę o ścianę i czekał. Piątek rano. Dlaczego mają lekcje na ósmą? Dlaczego nastawił budzik na godzinę wcześniejszą i się głupi zerwał za wcześnie? Dlaczegooo? Tak mu się chciało spać.
  W szatni pojawiła się Asia. Gdyby z nią nie gadał tak długo, to nie musiałby się teraz zastanawiać. Chociaż rozmawiało się fajnie. Tylko nie pamiętał, o czym. Chyba było coś o Bauhausie. A potem o tej uczelni, też Bauhaus się nazywała. I jakaś inna sztuka. Historia. Nie lubił historii, więc zmienił temat i padło na inny przedmiot szkolny. Biologię, bo ją lubił. Medycyna. I tak dalej.
  Dziewczyna przywitała się i zaczęła zmieniać buty. Przez szatnię przewinął się Jacek. Gundżu czytała program partii, on sobie podziwiał kolczyki Asi, Asia zmieniała te swoje buty na szkolne trampki, nawiasem mówiąc również bardzo ładne. Trampki w kwiaty... Czekaj, od kiedy zwracał uwagę na buty ludzi? A nieważne, fajne są.
  Weszła Ewelina. Skinęła im głową, a z Asią wymieniła się uprzejmościami. Powiesiła płaszcz i zaproponowała mniej doskonałej:
   - Chodźmy stąd, do jakichś cywilizowanych ludzi.
  Asia wzruszyła ramionami.
   - Nie ruszam się stąd.
   - Brawo - mruknął Piotrek. Gundżu uśmiechnęła się szerzej, ale nadal czytała. Najwyraźniej kwiatki w stylu zerowego bezrobocia były ciekawsze. Albo uznała, że nie warto bić ludzi.
  Ewelina poczerwieniała i zerknęła na Gundżu. Ta śmiała się do zdjęcia prezesa partii pokazującego komuś gest Kozakiewicza. Jak niema groźba. Piotrek zerknął na nos Żonkil. Uszkodzony nie był.
  Przewodnicząca klasy opuściła szatnię szybkim krokiem. Nie ze strachu. Jej się po prostu spieszyło... gdzieś.
  Wreszcie pojawił się Łukasz!
   - Co się wczoraj stało? - zapytał Piotrek zaraz po powitaniu.
   - Ym... Jak zapytała mnie, o co chodziło, to wyjaśniłem, że gdy mnie pytała o jakąś dziewczynę to skłamałem... bo jestem w niej zakochany.
   - Łał.
   - Uderzyła mnie w twarz, a potem powiedziała: I cóż teraz mam z tym frasunkiem począć, gdyż uczuć twych nie odwzajemniam... A echo odpowiedziało: mać, mać, mać!
   - I co dalej?
   - Poszła do mnie opowiedzieć mi swoje zmartwienia - powiedziała Gundżu.
   - A rachunek prawdopodobieństwa co ma z tym wspólnego?
   - Powiedziałam, że ma kilka możliwych wyjść z sytuacji. Pierwsze to złamanie serca Łukaszowi...
   - Dzięęęki - powiedział chłopak.
   Gundżu nie uznała za konieczne odnieść się do tej wypowiedzi i mówiła dalej.
   - Co zakończy waszą przyjaźń. Może ci też dać fałszywą nadzieję, co tym bardziej zakończy waszą przyjaźń, bo nie mogłaby cię oszukiwać wiecznie. A ponieważ nie stwierdziła wcale, że miałaby coś przeciwko temu, może jeszcze nie dawać ci kosza. Wtedy będziecie mieli dobre relacje, aż się pokłócicie.
   - Z jednej strony to żałosne, że ty namawiasz ją, żeby się ze mną umówiła. Z drugiej strony, nie będę narzekał, jeśli ci się uda.
  Piotrek parsknął. To było jego zdaniem mocno dziwne. Łukasz. Klara. Klara i Łukasz. Łukasz i Klara. Nie, to nie jest normalne. Przyjaciele nie zakochują się w sobie. I co on teraz zrobi jako trzecie koło u... wozy normalnie mają aż cztery koła. To trzecie koło u roweru. Samotne takie koło... Jest jeszcze Czujbatsan. Wtedy mogą robić wóz. Ale Gundżu, no ludzie, tak zdesperowany to nie był. W ogóle nie był zdesperowany, zaznaczmy. Gdyby ona miała takie oczy zielonkawe. Albo jasne włosy, takie jak ma A... Dobra, tego zdania nie było.
   Pojawiła się Ala.
   - Prawda, że ty wymyśliłaś bulimię? - zapytała Gundżu.
  Dziewczyna zamrugała.
   - Pytałam, czy to ty wymyśliłaś bulimię Agaty - powtórzyła komunistka, zamykając w końcu broszurkę partyjną.
   Ala strzepnęła wyimaginowany pyłek z rękawa kurtki.
   - Była moją przyjaciółką, ale pod koniec podstawówki zaczęłyśmy się kłócić. Potem ona zaczęła chudnąć. Martwiło mnie to. Podzieliłam się podejrzeniami z Eweliną, a że to się rozniosło - nie moja wina.
  Zastanawiała się, czemu Asia jest w tym towarzystwie. To nie jej miejsce. Asia jest jedną z nich! Na doczepkę, ale zawsze. Zdjęła kurtkę i powiesiła ją obok płaszcza Eweliny.
   - Powiedz mi, że kłamiesz - poprosił Łukasz.
   - Nie potrafisz uwierzyć, że mam jakieś ludzkie odruchy? - warknęła Ala rozwiązując buty.
  Mówiła prawdę. Kłóciły się o absolutnie wszystko. Agata jakoś dziwnie reagowała na rzeczy, które dawniej ją bawiły. Pamiętała też, że wtedy właśnie jej przyjaciółka zaczęła biegać. W wakacje się prawie nie widziały, a potem przychodzi takie chude stworzonko do gimnazjum. Martwiła się, ale chciała też poznać nową klasę, a Agata nadal nie zachowywała się normalnie, więc zaprzyjaźniła się z Eweliną, Julią i Asią. Przebolała to.
  I tak, ojciec Agaty był alkoholikiem! Trudno tego nie zauważyć. Wiedziała to zawsze, im była starsza tym bardziej rozumiała sytuację. Słyszała, że ostatnio jest lepiej, ale nie idealnie.

***

  Julia zawsze się we wszystko angażowała. To było właściwe. Zawsze musiała ozdobić szkołę na święta, roznieść ulotki, zgłosić się do szkolnego samorządu. Po prostu miała charakter aktywistki.
  Trochę lubiła być ważną. Jak ktoś mógł pozbawić ją znaczenia, była gotowa walczyć. Mniej lub bardziej uczciwie.
  Była dobrą przewodniczącą. Po jej kadencji w finansach SU nie będzie tego dziwnego -800, które zostało po roczniku 1997. Ktoś im udzielił kredytu, czy jak?
  Zorganizowała dyskotekę. Nawet Klara jej pomogła. Kazała zebrać pieniądze od uczniów i są na plusie. Nawet na Dzień Nauczyciela coś mieli. Kupili im jeden prezent do pokoju nauczycielskiego, żeby wyszło taniej.
  Ewelina chciała być najlepsza i to osiągnie. Inaczej nikt na nią nie zwróci uwagi. Miłość da się zdobyć tylko będąc najlepszą. Bo miłość jest tożsama z dumą i podziwem.
  Nie pozwoli nikomu być lepszym.
  Ali podobało się bycie ważną i lubianą. Żadnej zbrodni nie popełniła, by taką zostać. Ba, włożyła w to wiele pracy. Gazetka szkolna sama się nie napisze i nie sprawdzi, komitety wszystkie ktoś musi zorganizować, myślicie, że kto ustawiał te rzeczy potrzebne do gier trawnikowych na pikniku szkolnym, kto zajmował się aukcją kartek świątecznych wykonanych przez uczniów na plastyce? Nauka w szkole muzycznej też jest męcząca. Czasami aż miała dość pianina, ale skrzypce nadal darzyła wielką miłością.
  A Asia lubiła blask chwały ludzi, którzy wydają się być lepsi. Owszem, nie zawsze czuła się dobrze ze swoimi przyjaciółkami, ale zwykle było nieźle. Teraz miała wrażenie, że przez cały czas jedynie udawała, że jest dobrze.
  Czemu się przyjaźniły? Bo ta przyjaźń miała szanse działać. Dla Eweliny odpoczynek od rywalizacji, one przecież nie były zagrożeniem, trochę poszukiwanego podziwu, ktokolwiek by się zwierzyć. Dla Ali  były osoby, z którymi można plotkować, które ją lubią, są na tyle ważne, że bycie przez nie lubianą też czyniło ją ważną. Julia miała ubezpieczenie swojej działalności - ktoś się zawsze podpisze, żeby mogła być w Młodzieżowej Radzie Miasta, pomoc w różnych sprawach, wsparcie i osoby, z którymi można zawsze pogadać. A Asia była otoczona ważniejszymi ludźmi, tego właśnie chciała.
  Audiatur et altera pars. Nikt nie zna całej prawdy.

***

  Klara pojawiła się pod klasą kilka minut przed dzwonkiem. Szła szybkim krokiem, jak zwykle zresztą.
   - Cześć! - powiedziała do Gundżu, Piotrka i Łukasza. Uśmiechała się chyba szerzej niż zwykle.
  Łukasz spuścił wzrok, a Piotrek go szturchnął. Gundżu widząc to zacichotała i zamaskowała to udając kaszel. Palce Klary same z siebie powędrowały do ust i dziewczyna zajęła się obgryzaniem paznokci.
   - Dobra, już dobra, przeboleję złamane serce, możemy zacząć rozmowę? - powiedział w końcu Łukasz - Taka cisza dobija.
   - Tsa, tak chyba będzie najlepiej - mruknęła Klara.
  Rozmowy jakoś się toczyły podczas lekcji. Potem zaczęła się przerwa i Piotrek musiał pójść do Pieńkowskiego z jakąś sprawą, a Gundżu pokłócić z Julią. Klara nawet chętnie by się dołączyła, bo kłótnia to zawsze kłótnia, ale było za dużo francuskiego dla niej i nic nie rozumiała.
  Z tego powodu została sama z Łukaszem. Nie była pewna, czy to dobrze, czy źle.
   - Nikola, Ela i Zuzia mogą cię na chwilę do paczki przyjąć, jeśli nie możesz znieść mojego towarzystwa - podpowiedział chłopak widząc jej niezdecydowaną minę.
   Klara wywróciła oczami.
   - Teraz naprawdę zaczynasz się zachowywać jak palant. Uznajmy, że nie nakrzyczałam na ciebie wczoraj. Słyszałeś kiedyś o rachunku prawdopodobieństwa?

***

  Inka spała smacznie na łóżku swojego pana, gdy jacyś ludzie weszli do pokoju. Rozmawiali głośno. Otworzyła swoje żółte oczy, żeby na nich spojrzeć, chociaż rozpoznawała niektóre głosy. Piotrek, ten, co się nią opiekuje. Ma najjaśniejsze włosy wśród tych ludzi. Lubiła jego aurę dobroci i beztroski. Łukasz. Jest najmniejszy. Aura radosna. Nawet bardziej niż zwykle. Klara, dla odmiany największa. Jej energia szybko się zmienia, ma wiele silnych emocji, jest nieco wybuchowa. Teraz jest zadowolona, wyraźnie to czuć. Mimo to nie lubiła jej aury. To coś, co już widziała. Nie, nie Gandhi... Gundżu. Najczarniejsze ludzkie futro jakie widziała. Stworzenie emanujące niepewnością. A ten kolejny człowiek... Nie zna go. Samica, aura radosna i miła. Jest nieco zmęczona.
  Obudzili ją. Wyprosotwała się i nastroszyła włosy na karku. Nie podobało jej się to.
   - Zabieraj tego upadłego anioła Bastet - powiedziała Klara. Od jakiegoś czasu tak na Inkę mówiono. Piotrek i Klara śmiali się, gdy usłyszała to po raz pierwszy.
  Podniosła sie szybko i wskoczyła na biurko. Piotrek zaraz ją złapał.
   - Nie będę jej nigdzie wyrzucał, skoro nic nie robi.
  Podniósł ją nieco wyżej i popatrzył kotce w oczy.
   - Dopiero się obudziła i raczej nie ma ochoty ci wydrapać oczy za samo istnienie.
  Inka rzeczywiście wolałaby jeszcze pospać. Chociaż wydrapanie oczu Klarze też dobre.
  Piotrek usiadł na łóżku, tam gdzie wcześniej spała. Ułożyła się wygodnie na jego kolanach. Niestety, nie zasnęła. Nadal była zirytowana i informowała o tym wszystkich drganiem ogona.
  Nowa osoba usiadła obok. Klara usiadła przy biurku, w odpowiedniej odległości od Inki. Zerkały na siebie wrogo, zapewne Klara też byłaby gotowa zareagować na jakikolwiek gwałtowny ruch kotki. Na Łukasza i Gundżu nie miała powodu zwracać uwagi. Ich aury nie były w żaden sposób niepokojące.
   - Co zrobią doskonałe bez ciebie? - ponieważ to Klara odezwała się pierwsza, Inka drgnęła i wyciągnęła pazury.
   - Cóż, sądzę, że sobie poradzą. Nawet znajdą sobie rozrywkę, mianowicie uprzykrzanie mi życia.
  Inka nie bardzo rozumiała rozmowę, ale i tak sprawy ludzi średnio ją interesowały. Nie mówią o Piotrku, a dopiero sprawy z nim związane mogą jej dotyczyć.
   - I co z tym zrobisz?
   - Cóż, postaram się, by tylko sobie uprzykrzyły życie.<
  Inka wyprostowała się gwałtownie na kolanach Piotrka. Ponieważ Klara się wystraszyła, wyrzucono ją za to z pokoju.*

***
  
   Klara siedziała na ławce w parku. Padało, ale lekko tylko. Nieważne. Świat i tak jest piękny. Dlaczego nie zauważała tego wcześniej?
  Tak, tak, zakochane dziewczyny widzą świat inaczej. To wiemy wszyscy. Jakoś by nie wpadła, że dziewczyny nie do końca zakochane też tak mają. Albo świat nagle zaczął być piękny... Nie, to pewnie nie to. Czyli jednak Łukasz upiększył świat. A jej nie chciało się wracać do domu. Chociaż jego też nie miała przy sobie. Co nie przeszkadzało światu w byciu pięknym.
  Niebo jest takie szare, bez domieszki niebieskiego, bardzo ciemny. Fajny kolor. Liście na drzewach i ziemi są głównie czerwone. Reszta jest pomarańczowa. Dobrze to wygląda z szarością. 
  I na tym pięknie świata pojawiła się rysa. Nosz, nawet się człowiek pozachwycać nie może. Rysą tą były trzy osoby. Ewelina, Julia i Ala. Jej mózg zapomniał je poprawić. Albo nawet poprawa im nie pomogła.
  Pewnie stąd pójdą. Przecież nie zauważą, że tu jest, nie podejdą... Uhm, właśnie to robią. Dobra, to co zrobić, żeby świat z powrotem był piękny? A, to, co zwykle. Pozbyć się ich. 
  Klara wyszczerzyła się do nich i przywitała się. Ewelina zmrużyła oczy. Były za małe w stosunku do reszty twarzy. I szaroniebieskie. 
   - Cóż za niespodziewane spotkanie - powiedziała Ala.
   - Mieszkam tam - Klara wskazała w lewo - A wy tam - wskazała przed siebie i w prawo - Czyli co jakiś czas musimy się tu spotkać. Lubię rachunek prawdopodobieństwa if you know what I mean.
   - To następny dział w podreczniku, zaczynamy go w poniedziałek - powiedziała Julia - Nie wróżę ci świetlanej przyszłości w tej dziedzinie. 
   - Widać, że nie macie uczuć. Miłości nie zrozumiecie.
   - Piłaś coś?
   - Nie, jestem tak szczęśliwa, że nie potrzebuję, pewnie nie znasz tego uczucia - Klara co prawda przestała się szczerzyć, ale świat nadal był piękny. A tu jeszcze możliwość pokazania pewnym osobom, gdzie ich miejsce. Fajnie, co nie?
    - Piłaś coś - tym razem Ewelina nie pytała.
   Klara wstała i nagle zdała sobie sprawę, że skoro pada deszcz, a ona siedziała na ławce, to ma tyłek mokry. Wcześniej tego nie zauważyła. To nie rachunek prawdopodobieństwa, to logika. Nie matematyczna.
  Uśmiechnęła się do logiki matematycznej. Logika matematyczna jest fajna.
   - To dajecie mi spokój dopóki macie wszystkie zęby? - zwróciła się tym razem nie do logiki matematycznej, a do doskonałych.
   - Najpierw powiedz, kogo tak kochasz i sie tym podniecasz? - zapytała Ewelina, najwyraźniej już cos knując.
  Pewnie będą się śmiać ze wzrostu Łukasza, ale nieważne. Nie przejmowała się zdaniem innych.
   - Łukasz czy Piotrek? - zapytała Ala, zanim zdążyła odpowiedzieć.
   - Łukasz... A czemu was to tak interesuje?
  Słodki uśmiech Eweliny. Odezwała się Ala.
   - Lepiej znać wroga, prawda? A teraz już nie będziemy cię denerwować, lubimy swoje zęby.
  Odeszły bardzo szybkim krokiem. Potem Ewelina skręciła w stronę swojego domu na ulicy Norwida. Łukasz też tam mieszka.
  Gdy zniknęła za rogiem, świat znowu był piękny.
  Wkrótce Ewelina idąc wzdłuż szeregowca minęła swój dom i zapukała do drzwi innego. Jedynego białego.
  Łukasz otworzył drzwi i bardzo się zdziwił, bo odwiedziła go... Ewelina.
   - Dotrzymujesz obietnic? - zapytała bez ceregieli.
   - Jasne - odpowiedział bez namysłu. Pewnie chodzi o zaległa przysługę.
   - Jesteś mi winny przysługę - Ewelina to potwierdziła jego domysły.
   - Co mam zrobić?
   - Zerwij z Klarą - oznajmiła.
   - Zerwij... Co? - zdziwił się bardziej.
  Ewelina uśmiechnęła się tym swoim wrednym uśmiechem, odwróciła się i odeszła. Czarek, owczarek niemiecki Łukasza, na nią szczekał.
   - Bierz ją, Czarek - mruknął cicho chłopak, zamykając drzwi.
  Obietnic należy dotrzymywać. Powinien więc zerwać z Klarą. Ba, Klara by go nie szanowała, gdyby nie dotrzymał jakiejkolwiek obietnicy. A dziś pocałowała go w policzek! Nie, tego nie można zaprzepaścić.
  Ale obietnica. Jakby nic nie powiedział o tej przysłudze i ukrywał to przed Klarą... wydałoby się, już nie wierzył w możliwość ukrycia przed nią czegokolwiek. Nie chciał jej okłamywać. I jeszcze bardziej by podpadł niż w sytuacji, gdy ona by wiedziała od początku o niedotrzymanej obietnicy. Pewnie Ewelina by jej powiedziała. I jeszcze zemściałby się na nim. Z Klarą, bo ta też chciałaby się zemścić. Zemsta Klary i Eweliny, brr!
  Odszedł do drzwi i poszedł do pokoju mamy. Właściwie rodziców, ale teraz nocowała tam tylko mama.
   - Pomóż.
  Kobieta podniosła głowę znad dokumentów.
   - Dobra, w czym?
  Usiadł na łóżku i streścił rozmowę z Eweliną.
   - A czemu z nią nie zerwiesz? - zapytała po wysłuchaniu historii.
   - Bo, no wiesz... nie chcę z nią zrywać.
   - Nie zażądała byście się rozeszli na zawsze - powiedziała z błyskiem w oku.
  Łukasz stwierdził, że pozostaje mu cieszyć się, że ma taką matkę. Bo on sam by na to nie wpadł. Wszystko by zniszczył. Ewelina by zniszczyła. Nie zamierzał jej na to pozwolić.
   - Co dla ciebie zrobiła, że jesteś jej dłużnikiem? - zapytała mama.<
  Łukasz zastanowił się chwilę. To było skomplikowane.
   - Prosiłem, by nie donosiła. Nie zrobiła tego, chociaż i tak wszystko się wydało... To było na dyskotece.
  Nawet nie był pewny, czy obietnica nie na trzeźwo i nieważna się liczy. Przecież nie miała nawet czasu donieść. 
***
   - Będziesz zła - oznajmił Łukasz Klarze zadzierając głowę do góry. Taką reakcję przewidywał. Ten plan był dziwny.
   - Widzę po twojej minie, że mam powód by być złą - wywróciła oczami - Tylko co to? 
  Łukasz cofnął się o krok. Nie chciał jej denerwować, a chyba już to zrobił. I jak dobrze streścić?
   - Byłem winny Ewelinie przysługę, zażądała bym z tobą zerwał. Dziś zrywamy, jutro idziesz do szkoły, pokazujemy wszystkim, a zwłaszcza doskonałym, że ze sobą zerwaliśmy i się nie lubimy, jest nam smutno strasznie, po szkole odwieszamy związek i mamy wyje*ane na nie. 
  Klara zeszła z drabinki prowadzącej na dach. Gdy Łukasz do niej przyszedł akurat na nią wchodziła. Teraz różnica wzrostu była mniejsza.
   - Dobre wyjście. Tylko nie myśl, że będę cię opłakiwać, nie umiem płakać bez powodu - zgodziła.
   - Mogę ci wydrukować jakieś zdjęcia z obozów koncentracyjnych  czy wojen na Bliskim Wschodzie. Takie z dziećmi, zwłokami i innymi.
  Klara nigdy nie miała skłonności do rozczulania się. Bała się jednak bólu, ciężkich chorób, poważnych uszkodzeń ciała, ran... Nawet kolczyków nie nosiła, bo wymagałoby to przekłucia uszu. Pokazywane w telewizji zdjęcia wojny np. w Syrii, powodowały u niej napad strachu i płacz. Zdjęcia mogą aż za bardzo zadziałać. 
*I w ten oto sposób wreszcie zakończyłam najdziwniejszą narrację ever

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz