Rozdział VI

  Następnego dnia Łukasz spóźnił się ze szkoły. Wpadł na lekcję zdyszany, jeszcze w bluzie i z niezmienionymi butami. Poszedł do ostatniej ławki i usiadł obok Piotrka.
  - Zaraz wam opowiem, co się działo w domu - mruknął do przyjaciół. Gundżu siedziała z Klarą i rysowała wzorki na marginesie zeszytu. Miała jakiś skomplikowany wzorek, do którego potrzebne były kratki, bo inaczej by nie wyszedł. Na biologii było nudno, jak zwykle zresztą. Nauczyciel włączył film o lasach deszczowych i zajął się... czymś. Nikt nie wiedział czym, ani nie zwracał na niego uwagi. Miało być cicho, więc w klasie utrzymywał się mniejszy bądź większy spokój, a uczniowie patrzyli na dżunglę.
  - Wschodzi słońce, rośliny przestają oddychać...
 Piotrek się oburzył, że gdyby rośliny przestały oddychać, to by się udusiły.
  - No, mów - powiedziała Klara do Łukasza.
  - Być może moi rodzice się rozwiodą - oznajmił.
 Okrzyk zdziwienia Piotrka był na tyle głośny, że biolog podniósł głowę znad książki i popatrzył po klasie. Klara zaś wydała z siebie niewiele cichsze ,,cholera". Gundżu zachowała względny spokój. Tylko nagle zrobiła ołówkiem dziurę w kartce.
  - Wczoraj wieczorem się bardziej pokłócili. Wcześniej też się im to zdarzało, w zasadzie tak zwykle wyglądały ich rozmowy, ale to cywilizowani ludzie i ja zaczynam się bać, jak mama trzaśnie drzwiami. W każdym razie, dziś rano mama mi powiedziała, że może się rozwiodą i żebym zabrał dziewczyny spod szkoły i zajął je poza domem. Muszą coś w końcu uzgodnić i mamy nie przeszkadzać.
  - Co zrobisz, jak się rozwiodą? - zapytała konkretnie Gundżu, od razu przyjmując najgorszą możliwość.
  - Dom jest ojca, a my na pewno trafimy do mamy, więc wyprowadzę się, zmienię szkołę, będziemy żyć na alimentach, bo mama nie ma pracy, a potem jeśli nie uda jej się znaleźć zajęcia, to będzie miała mały problem, gdy jeszcze nie będziemy w stanie pracować na siebie i na nią, a już nie będzie alimentów.
  Czyli na teraz zmiana całego życia dla Łukasza, a potem bieda mamy. Dobrze nie jest.
   - Jak bardzo prawdopodobny jest rozwód? - zapytała Klara.
   - Mama powiedziała, że może, czuje się niepewnie, u ojca nie wiem, ale akurat on na rozwodzie nic nie straci, a chyba nawet zyska. Mama raczej nie chce rozwodu, będzie dążyła do ułagodzenia sytuacji. A tyle lat jest tak samo, że może jej się to udać.
  Jak zwykle wybierał lepszą wizję przyszłości. Zamierzał o niej intensywnie myśleć przez cały czas, żeby się zrobiła prawdziwa. Nie mówcie mu, że to nie działa.
  Lekcję spędzili patrząc na jakieś kolibry i storczyki. Na przerwie jeszcze o tym rozmawiali, ale wałkowanie tematu nie przynosiło efektów. Potem był francuski. Piotrek chodził na niemiecki. Tak jakoś wyszło, że Łukasz i Klara siedzieli w ostatniej ławce, a dla Gundżu nie było miejsca blisko nich. Niechętnie usiadła w drugiej ławce, z Nikolą.
  Nauczycielka tego przedmiotu wpadła dziś na wspaniały pomysł. Postanowiła przygotować uczniów do pracy w korporacji, gdzie będą musieli współpracować z innymi ludźmi. Bo przecież wszyscy tak skończą!
  Ponieważ łatwo się pracuje z ludźmi, których się lubi, uczniów trzeba połączyć w grupy, które się średnio lubią, czyli nie siedzą blisko siebie. W końcu to jedyny wyznacznik, czy uczniowie się lubią.
  Popatrzyła na uczniów. Może dobrze by było wyrównać szanse, przydzielając najlepszych jakoś równo po wszystkich grupach.
  - Będziemy pracować w grupach po trzy osoby. Zaraz wam powiem, co będziemy robić, a teraz was podzielę...
  Najlepiej radzą sobie Gundżu, Ewelina, Nikola i Kamil. Czworo uczniów, cztery grupy po trzy.
  - To może w jednej grupie Gundżu - spojrzała na drugą ławkę i przeniosła wzrok na pierwszą w innym rzędzie - Ala i... - zastanowiła się chwilę - Julia jeszcze z nimi. Druga grupa to Nikola, Łukasz i Medard. W trzeciej będą Kamil, Wojtek i Klara, a w ostatniej Iga, Ewelina i Jacek.
  Trzeba jej przyznać, że nie mogła lepiej trafić, członkowie niektórych grup będą próbować pozabijać się nawzajem zamiast pracować. Może w ostatniej grupie coś wyjdzie. W drugiej też jest to względnie możliwe, ale są tam aż dwie osoby leniwe i ta dobra z francuskiego do nich należy.
  Julia usiadła nie miejscu Nikoli, która przeniosła się na koniec klasy, zaś Ala dosunęła sobie krzesło z drugiej strony Gundżu. Ta ostatnia poczuła się osaczona. Naprawdę podziwiała nauczycielkę, gorszych grup nie dało się wymyślić. Miejmy nadzieję, że zadanie będzie jakieś znośne.
  Plakat o szkolnym pikniku, napisany w czasie przyszłym, z informacjami, co się będzie działo.W konkretnym czasie przyszłym, więc myślenia mało. Proste. Po chwili nauczycielka rozdała im kartki.
   - Dobra, co się dzieje na naszym szkolnym pikniku? - powiedziała Ala do Julii, nie zwracając uwagi na Gundżu. Szkolnymi piknikami w maju zajmował się SU, więc Julia najwięcej wiedziała.
   - Może zacznijmy od daty i miejsca? - rzuciła Gundżu.
   - Nie, to wiadomo, nie bądź aż tak głupia. W maju, w sobotę, o jedenastej, sprawdź soboty pod koniec tego miesiąca w kalendarzu. My coś wymyślimy.
  Nie do końca jej się podobało odsunięcie od wymyślania, ale bała się zaprotestować. Na ścianie był kalendarz szkolny, więc zajęła się szukaniem na nim sobót w maju.
   - Dziesiąty, siedemnasty i dwudziesty czwarty - powiedziała po sekundzie, gdy Ala zastanawiała się jak opisać aukcję dzieł z lekcji plastyki - Jest jeszcze trzeci, ale chyba nie wtedy.
   - Ty ładnie piszesz, napisz którąś datę - odpowiedziała Julia wywracając oczami, bo dziewczyna nie wykonała polecenia wcześniej - Przynieś też słownik, bo nie wiemy, jak jest sprzedawać...
   - Vendre.
   - To napisz, nous vendrera czy coś - Ala spojrzała w sufit i znów zwróciła się do Julii - Poza tym mieliśmy ciasta i napoje oraz gry trawnikowe i ktoś grał albo śpiewał.

***

  Łukasz lubił kółko polonistyczne. Chodziły na nie cztery osoby i przewijali się uczniowie, dla których konsultacje były za wcześnie. Pisząc kartkówki i sprawdziany w pierwszych ławkach nikomu nie przeszkadzali. Z całej jego klasy polskim interesowała się jeszcze Ala, ale ona chodziła do pani Szafran by zajmować się swoim pożal się Boże dziennikarstwem zamiast literaturą. Zwykle miał towarzystwo jednej pierwszoklasistki i dwojga drugoklasistów. Jednak ich nie było, bo drugie klasy pojechały na wycieczkę do Wrocławia, a dziewczynka z pierwszej... w zasadzie, nie wiadomo, co się z nią działo.
  Po ostatniej tego dnia lekcji chłopak poszedł na odpowiednie piętro, bez pukania wszedł do klasy, popatrzył na brak towarzystwa i powiedział:
   - Przez te chorowitki piszące klasówki i tak pan nie wróci wcześniej do domu, więc proszę się nie denerwować, że czas zabieram jak jestem sam. Nie mogę teraz wrócić do domu.
   - Jakbym nie miał konsultacji to bym cię wygonił - powiedział Murawiow, przeglądając podręcznik. Sprawdzał test z epoki baroku. Po chwili go odłożył i popatrzył na Łukasza, który siedział po turecku na trzeciej ławce,
   - Czemu nie możesz wrócić? I o czym mamy dziś rozmawiać?
   -  Nie mogę wrócić, bo rodzice muszą się dogadać, czy się rozwodzą, czy nie i mamy nie przeszkadzać. Muszę poczekać aż dziewczyny skończą lekcję i zabrać je gdzieś, myślałem o kinie. Jest jakaś nowa bajka, spodoba się im... Mam nadzieję.
   Nauczyciel pokiwał głową. Łukasz nie znał słowa ,,dyskrecja", a już zwłaszcza przy nim nie próbował niczego ukrywać. Tak więc Tomasz zawsze musiał się dowiedzieć o wszystkim, co działo się w życiu chłopaka. Czasami spotykali się poza szkołą, w końcu trudno nie spotkać sąsiada - Lalewicze mieszkali dwa domy dalej. Łukasz był jednym z tych uczniów, którzy wiedzieli, że nauczyciel też jest człowiekiem i umiał z nimi rozmawiać jak z ludźmi. Z drugiej strony, sam też zachowywał się bardziej normalnie niż niektórzy uczniowie.
  Chłopak mówił dalej.
   - A z tego międzywojnia to mamy coś dużo poezji, więc może o prozie.
   - Zostawmy na razie międzywojnie. Rozumiesz, że rozwód to okropna sytuacja i spoczywa na tobie wielka odpowiedzialność. Twoje siostry są młodsze i mogą inaczej pojmować sytuację niż ty, obwiniać któreś z rodzi...
   - Ja też tak to pojmuję.
   - Nie powinieneś. Nikt nie jest idealny i trzeba to ludziom wybaczać. Musisz zadbać o dziewczyny, bo rodzice pewnie poświęcą wam mniej czasu, mówię tu także o matce. Zaś dla swojej matki masz być wsparciem, bo teraz to ty będziesz jej potrzebny. I nadal nie wolno ci pokazać, że masz jakikolwiek żal do ojca...
   - Serio?! Ja nie chcę, jak będę podwójnie wsparciem mamy, to mogę nie być taki super dla ojca, wyrówna mi się?
   - Nie, nie wyrówna się.
  A potem przez następne pół godziny rozmawiali o behawioryzmie i jego przeciwieństwie. Surrealizm został na razie pominięty, bo Łukasz miał przeczytać powieść tego rodzaju.

***

  W ich miejscowości było jedno kino, w którym grali kilka filmów. Ola i Zuzia chociaż raz się zgodziły - obie chciały obejrzeć film zaproponowany przez Łukasza. Chłopak odesłał je więc żeby poszły kupić popcorn. Sam zamierzał kupić bilety.
   - Proszę dać dwa bilety na taką bajkę, o tamtą z tego plakatu i jeden na tamten film akcji.
  Przecież nie był dzieckiem, żeby oglądać bajki. Zwłaszcza te, których plakaty przedstawiają dwie księżniczki na różowym tle. Zawsze lepsze było mordobicie, pewnie takie samo jak wszystkie inne filmy akcji. Jak będzie wystarczająco dużo pościgów, wybuchów i strzelanin, to będzie dobrze.
   - Jakie miejsca?
   - Te dwa jak najdalej od siebie, a ten trzeci gdzieś w środku.
  Gdy Łukasz płacił, wróciły dziewczyny z trzema małymi popcornami.
  - Macie miejsca w dwóch różnych rzędach, jedno bliżej, drugie dalej, dogadajcie się. I może idźcie już, ja przeżyję ominięcie reklam, a zapomniałem wam powiedzieć, żebyście kupiły coś do picia.
  Teraz pójdą na film bez niego, a ponieważ on siedzi gdzie indziej, to nie zauważą, że wcale nie przyjdzie. Plan doskonały, już zniknęły, kłócąc się o to lepsze miejsce. No to idziemy na normalny film.
  Normalny film... nie miał fabuły, a przynajmniej Łukasz nie zauważył. Było za to trochę strzelania, jedna bomba atomowa i potężny wybuch na Kremlu. Potem rzecz się skończyła, chłopak wyszedł z sali i poszedł poszukać swoich sióstr. Z pomieszczenia, w którym grali bajkę, wychodzili ludzie. Pomyślał, że Ola i Zuzia pewnie go szukają, więc wyjdą ostatnie. Trzeba zaczekać.
  Zaczekał. Jego siostry się nie pojawiły. Ups. Wyciągnął telefon, włączył go i zadzwonił do Oli. Jeden sygnał, drugi, no odbieraj, bo zawału  dostanę, piąty, poczta głosowa... Może Zuza już włączyła telefon. Nie, no, ty też nie odbierasz, zdrajczynio? Dobra, gdzie mogły pójść?


  Gundżu właśnie wracała do domu. Była u Gosi. Koleżanka tłumaczyła jej sytuację w Królestwie Kongresowym. Bez tłumaczenia Gundżu mogła co najwyżej zakuć daty. Siedziały też nad zadaniami, ale to akurat nie był zbytni wysiłek umysłowy. Gdy otwierała drzwi mieszkania zadzwoniła jej komórka.
  Popatrzyła na ekran. Łukasz. Odebrała.
   - Masz dwanaście lat, po jednej stronie centrum handlowe, po drugiej stronie kino, z którego właśnie wyszłaś. Gdzie idziesz?
   Na pytanie odpowiedziała natychmiastowo.
    - Centrum. A o co chodzi?
    - Dzięki. Zgubiłem siostry, muszę według jakiejś zasady zacząć ich szukać, a ty jesteś dziewczyną więc jest większa szansa, że zgadniesz, gdzie są. I w przeciwieństwie do Klary na pewno nie będziesz się ze mnie śmiać.
    - Bo to nie jest zabawne - powiedziała - Jak to zgubiłeś? Telefonu żadna z nich nie ma? I zadzwoń do mnie, jak je tylko znajdziesz.
  Wierzcie lub nie, ale naprawdę się martwiła. 

***

  Klara miała ochotę coś rozwalić. Po dzisiejszych wydarzeniach stwierdziła, że jest idiotką i nic tu już nie pomoże. A co takiego się stało? Zaczęło do niej docierać, a raczej właśnie z całą mocą dotarło, jak głupie było zakochanie się w Kamilu. Dzisiaj przez przypadek się z nim spotkała. Wciąż ma to limo od niej. A na jej widok się przestraszył. Żałosny tchórz.
  Spotkała go w galerii, był z jakąś inną dziewczyną. Kimkolwiek była, Klara z zadowoleniem stwierdziła, że jest ładniejsza. Tamta blondynka wyglądała na słodką idiotkę, której przyjaciół można obrażać. Cóż, Kamil powinien żałować, ale uporczywie tego nie robił. Jak śmie.
  Oczywiście do nich podeszła. Dziewczyna nie wiedziała kim jest, ale Klara ją uświadomiła. Kamil się do tego nie kwapił. Po kilku sekundach Klara dowiedziała się, że jest głupią gimbuską z Dwunastki, która powinna ogarnąć swoją agresję, bo nie nadaje się do życia w społeczeństwie. Barbara Sziska - tak się nazywała - też uczyła się w gimnazjum, ale dziesiątym.
  Klara postanowiła powstrzymać się przed zabiciem zła wcielonego na miejscu. Odpuściła. Jakby nie miała honoru, jak ona teraz w lustro spojrzy?! No i tak się włóczyła po centrum handlowym, żeby coś ze sobą zrobić. Chciała spodnie kupić, ale zapomniała. Jakieś towarzystwo by się przydało.
  I nagle zobaczyła dwie znajome dziewczynki. Siostry Łukasza, akurat się kłócą. Każda chce do innego sklepu. Chwila, a one nie miały być z nim dzisiaj?
  Zapewne Łukasz jest gdzieś w pobliżu. Łukasz = towarzystwo.
   - Dziewczyny, gdzie macie brata? - zawołała.
  Ola i Zuzia popatrzyły na nią zdziwione.
   - No właśnie nie wiemy, ale Zuzia wpadła na pomysł... - zaczęła Ola.
   - Ty to wymyśliłaś, nie ja!!! - przerwała jej bliźniaczka.
   - Nieprawda!
   - Dzwonię do Łukasza - powiedziała spokojnie Klara, nie mając nadziei na dogadanie się z nimi.
  Wyciągnęła komórkę i zadzwoniła.

***

   Gdy Gundżu przyszła do szkoły i zmieniała buty w szatni dopadła ją Julia. Widać było, że dziewczyna ma małe szanse na wyjście ze spotkania żywą.
   - Dlaczego nie dokończyłaś tej pracy z francuskiego? - powiedziała przewodnicząca na dzień dobry.
  Gundżu otworzyła szeroko oczy. Przecież oddały pracę, gdy skończyła się lekcja.
   - Słucham?
   - Podobno pozwoliła dokończać w domu, a Ala dowiedziała się od Nikoli, że jej grupa dostała szóstki za coś, trzeba było w domu tak przerobić, żeby na pewno mieć szóstkę. Ty powinnaś była to zrobić, najlepiej znasz francuski, poza tym ja byłam na mrm-ach, zaś Ala miała zebranie redakcji i jeszcze do szkoły muzycznej musiała iść.
   - I przez to miałam robić od nowa dokończoną pracę, którą robiłam sama za was dwie?
  Natychmiast pożałowała tych słów. Nie powinno się stawiać, miała silną potrzebę bycia posłuszną. Inaczej się ma kłopoty. Kłopotów się unika, przecież lepiej zapobiegać niż leczyć.
  Julia zauważała zmiany w swojej koleżance. Zanim ta ją zauważyła - rozluźniona, nawet nuciła jakąś melodię. Potem - spięcie, zimne spojrzenie, wyprostowane plecy. I teraz - zgarbiła się, głowa spuszczona. Zwycięstwo. Co z tego, że i tak dostaną piątki. Zawsze mogła być szóstka, a pognębienie tej żałosnej istoty jest całkiem niezłą rozrywką. Zresztą, to głupie dziecko powinno się było zająć tym plakatem.
   - Ktoś musiał! Nie bądź taka samolubna, my mamy jakieś zajęcia.
  Gundżu słowo ,,samolubna" dobiło. Może Julia miała rację? Przecież ona i Ala nie mogły się tym zająć. Chyba zareagowała zbyt emocjonalnie, gdy Julia na nią naskoczyła.
  Odwróciła się od Julii, założyła plecak i poszła na lekcje. Znowu coś się przestało układać. Ojciec Łukasza postanowił się wyprowadzić, na razie separacja. Potem - Gundżu nie liczyła na koniec w stylu ,,i żyli długo i szczęśliwie". Dziewczynki się znalazły, ale Klara wyśmiała Łukasza, czym ten wydawał się być bardzo przybity. A Piotrek jak zwykle nie miał żadnych problemów, tylko się z kimś pokłócił. Nie bardzo się tym przejmował. I zbierał się, by zagadać do Asi, co kazała mu zrobić Klara, a Gundżu jej pomogła.
  W szatni była już skórzana kurtka jej przyjaciółki, ale chłopaków chyba jeszcze nie było w szkole. Co tam, sama Klara też jest ochroną przed kimś takim jak Julia. Nie powinna była przed nią uciekać, to tchórzostwo. Zresztą, zasłużyła sobie. W końcu powinna była się tym zająć.
  Klara siedziała pod klasą i grała w coś na telefonie. Zaraz po powitaniu dziewczyna streściła jej rozmowę w szatni.
   - Jesteś idiotką - stwierdziła Klara chowając telefon.
   - Tak, wiem, że powinnam się tym zająć i że nie powinnam była  naskakiwać na Ju...
   - Przestań! Nie o to chodzi. Wczoraj wykonałaś za nie większość pracy i to według ich pomysłu, a teraz, jak Julia zaczęła narzekać, że nie zrobiłaś tego jeszcze lepiej, bo słyszała, że ktoś inny ma szóstkę, to pokornie się zgodziłaś, że powinnaś się tym zająć. To jest właśnie problem. Dobrze, że się odezwałaś, ale czemu potem odpuściłaś, no?
   - Słucham? Przecież miałabym kłopoty, jakbym się postawiła - powiedziała nieśmiało Gundżu - Boję się.
  Klara wywróciła oczami.
   - Czego się boisz? Jak dajesz sobą pomiatać, to tobą pomiatają, jak nie dajesz, to masz wreszcie spokój i widzą, że jesteś człowiekiem. Nikt cię poważnie nie potraktuje przecież.
   - Ale...
  Gundżu nigdy specjalnie elokwentna nie była, a w zdenerwowaniu potrzebowała więcej czasu na zebranie myśli. Zanim to zrobiła Klara dokończyła za nią, naśladując jej akcent.
   - Ale za bardzo się boję.
  Gundżu musiała przytaknąć.
  Łukasz i Piotrek pojawili się na korytarzu razem, rozmawiając o klasówce z chemii, a raczej planując, jak ściągać.
   - Możemy wiedzieć, o co się kłócicie? - zapytał Piotrek, odchodząc od tematu tego, ile materiału zmieści się na ściądze wielkości piórnika.
   - Znowu daje sobą pomiatać Julii!
   - Nieprawda! Po prostu nie pakuję się w niepotrzebne kłopoty, bo ja już je znam, już znam doskonale wszystkie docinki, które mogę usłyszeć, wszystkie konsekwencje niepotrzebnej i udawanej pewności siebie. A wyobraź sobie, że mam problemów już wystarczająco dużo.
   I tak powinna się zachować w czasie rozmowy z Julią, a nie teraz naskakiwać na Klarę.
   - Świetnie, teraz sobie przypomnij, że masz być zła na kogoś innego - powiedział Łukasz.
   W towarzystwie Julii Gundżu nie czuła się aż tak swobodnie, by być szczerą. Nawet jeśli chodziło o denerwowanie się, wolała to robić mając pod ręką Klarę.
   - Czemu mam robić to, co ty mi teraz każesz? - zapytała Gundżu.
   - Bo ci nie każemy, tylko radzimy - odpowiedział Piotrek - I dlatego, że słuchanie nas będzie miało tylko i wyłącznie pozytywne skutki, gwarantuję ci.

***

  Piotrek nienawidził niemieckiego i nawet nie miał od kogo spisać pracy domowej. Dlaczego się nie zapisał na francuski, no? A tak, przecież gdy mama wypełniała podanie sekretarka powiedziała, że jest tylko niemiecki. Dopiero od ojca Klary dowiedzieli się, że jest też francuski.
  Dobra, dobra, piszemy ten opis. Kolory były w drugiej klasie. Wszystkich już zapomniał. Chwila, ile jest nieprzygotowań? Dwa, no to można odpuścić opis. Tylko następne trzeba dobrze wykorzystać. Zamknął zeszyt i pomyślał, co by tu ze sobą zrobić w takie piękne popołudnie. Wyjrzał przez okno. Aha, czyli co ze sobą zrobić w takie... zimne, deszczowe popołudnie. Cudowna jesień.
   Wstał i sięgnął po komórkę leżącą na komodzie. Łukasz, Klara, Gundżu. Ene due like... Klara. Nie odbiera. Łukasz. Uff! Ktoś go nie olewa.
   - Co robisz?
   - Jestem na urodzinach babci Jadzi, a czemu pytasz?
   - Nieważne już.
   Zostaje mu tylko i wyłącznie Gundżu. Nie odbiera. No tak, tuż po szkole wyszła razem z Klarą i pewnie po opuszczeniu gimnazjum zapomniały włączyć telefony.
  Dobra, to może... Czyj numer jeszcze ma? Asia, Medard, Nikola, Jacek. Jacek jest nudny, Med mógłby być, Nikola jest całkiem fajną i miłą osobą, na spotkanie z Asią nie miał ochoty. Klara mu coś o niej mówiła. W zasadzie, skąd on miał numer tej dziewczyny? Przecież się nie przyjaźnili nigdy... jeszcze na początku gimnazjum ją lubił, wtedy się wymienili numerami. Jeszcze nie była doskonała. Aż trudno uwierzyć, że człowiek może się tak zmienić.
   - Raz kozie śmierć - powiedział głośno, a Inka miauknęła, jakby chciała to potwierdzić. I zadzwonił.
   - Cześć. Zapomniałam, że w ogóle masz mój numer - powiedziała Asia.
   - Ja też.
  Tak naprawdę było, wcale nie chciał być niemiły.
  Nerwowy śmiech w słuchawce. Chyba nie powinien był tego mówić.
   - Co robisz? - zapytał szybko.
   - Nudzę się - padła odpowiedź.
   - Ja też.
   - Po wyjeździe integracyjnym jesteś mi winny wyjście na lody.
  Tak, namówił ją wtedy na postawienie mu lodów. Ale to było dawno!
   - Za zimno - stwierdził Piotrek - Mogę ci postawić gorącą czekoladę. Albo kawę, czy też herbatę. Możemy się spotkać w...
  Dobra, chwila, gdzie można iść? Jest... no dobra, w piwiarni było nie tylko piwo, ale to nie jest dobre miejsce. Tam się chodziło mając dwuzłotówkę, gdy się było dzieckiem i bawiło się na placu zabaw. Albo z Łukaszem i Klarą, gdy w ciepłe dni nie mieli co robić. Jest ta kawiarnia na rynku, ale drogo. W centrum handlowym tandetnie nieco, ale gdzieś na starym mieście jeszcze jest taka kawiarnia, Nie bardzo się nazywa, tam jest okej i w rozsądnych cenach.
  Podał nazwę. Asia się zgodziła. Mówiła, że może tam być za piętnaście minut co najmniej. To kwadrans na dobiegnięcie tam. Autobusem się nie da wystarczająco szybko, bo właśnie widział przez okno, że jeden jechał, a są co dwadzieścia minut.
  Wyszedł z domu i pobiegł w odpowiednią stronę.

***

  W zasadzie nie wiedział, czemu do Asi zadzwonił. Nie chciał tego robić, Klara go tylko denerwowała swoim gadaniem. Dlatego jej nie słuchał, tylko potakiwał. Zawsze jak udawał, że jej słucha, patrzył jej w oczy i zastanawiał się, czy są szare czy niebieskie. Na pewno były bardzo ciemne.
  Mleko się już rozlało i nie bardzo mógłby się wyplątać z tej sytuacji. Co prawda, Asia jeszcze nie przyszła, ale nie mógł się stąd ot tak zmyć. Jakieś resztki honoru miał. Musiał na nią zaczekać. Usiadł przy stoliku obok okna i patrzył. Ulicą szła jakaś dziewczyna, ale to nie... To jednak Asia.
  Dziewczyna weszła do kawiarni i od razu podeszła do niego.
   - Cześć! - uśmiechała się szeroko, miała usta za szerokie w stosunku do reszty twarzy, więc był to uśmiech prawie od ucha do ucha. Jej oczy były zielonobrązowe, prawie jak oczy Łukasza, ale jaśniejsze.
   Odpowiedział uśmiechem. Dziewczyna usiadła obok, kładąc torbę na ostatnim wolnym krześle przy ich stoliku.
   - Czyli jestem ci winny postawienie gorącej czekolady? - zapytał.
   - Nie, nie jesteś, zamawiam lody, olać, że zimno, mam na nie ochotę - odpowiedziała Asia
   - Przeziębisz się i...
   - Kolejny przyszły lekarz - dziewczyna wywróciła oczami - Ewelina też mi mówi o medycynie, okropne. Ja nie chcę myśleć o chorobach, póki jestem zdrowa.
   Musiał się oburzyć. Po prostu musiał. Jak można być takim głupim? Przecież jak się człowiek nie bada, to potem będzie za późno na leczenie. Przecież lepiej zapobiegać niż leczyć. To jakby powiedzieć, że się nie myśli o sprawdzianach, dopóki się ich nie pisze. Przecież każdy uczeń wie, że to głupota... Dobra, on to wyjątek, a i tu chodzi tylko o niemiecki.
   - Co zamawiacie? - kelnerka pojawiła się znikąd, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
  Asia nawet nie spojrzała w menu, więc szybko je otworzyła i poprosiła o któreś lody. Chyba nawet nie spojrzała, które. Piotrek poprosił o herbatę i usłyszał listę herbat do wyboru.
   - Czarną.
   Gdy tylko kelnerka odeszła, Piotrek postanowił uświadomić Asię:
   - Jak zamierzasz zapobiegać chorobom nie myśląc o nich, będziesz musiała wszystko odchorować, nie słyszałaś, że lepiej... Czemu się śmiejesz?
   Asia potrzebował kilku sekund na opanowanie się.
   - Ten bulwers! To takie zabawne. Chociaż dziwne, Ewelina by się tak nie zatroszczyła o moje zdrowie, a podobno jesteśmy przyjaciółkami.
    - Podobno - powtórzył Piotrek.
   Domyślał się, że coś może być nie tak. Przyjaźń niektórych ludzi nie ma prawa istnieć. Np. Eweliny, Julii i Ali z taką Asią, jaką pamiętał z pierwsze klasy gimnazjum. Albo ktoś się zmienił, albo coś nie wychodzi.
   Uśmiech powoli znikł z twarzy Asi. Chyba nie chciała poruszać tego tematu. O czym by tu rozmawiać, musiał szybko coś wymyślić.
   - Jakiej muzyki słuchasz? - zapytał nagle. Oby nie zmieniła gustu, oby.
  Wymieniła jakąś nazwę i zapytała go o zdanie. Nie znał tamtego zespołu.
   - Bauhaus - rzucił w odpowiedzi.To był jego ulubiony zespół, ale jego przyjaciele nie podzielali jego upodobań. Zawsze musiał słuchać tej muzyki sam. Nigdy jakoś nie zapytał Gundżu o jej preferencje, może kiedyś to zrobi. I tak mało o niej wiedział.
   - Słuchałam tego, nawet fajne. Oni grali to o tym Bela Lugosim, prawda?
  Już trzeci rok chodzi do klasy z osobą, która wie, kim był Bela Lugosi, i dopiero teraz się o tym dowiaduje. Te wszystkie podziały są strasznie głupie, jeśli tylko one były przyczyną.
   - Tak, oni. To był aktor węgierski, który w Hollywood grał wampiry i...
   - Stwierdził, że sam jest wampirem! - dokończyli razem i zaczęli się śmiać.
  Filmów o wampirach nie lubił i cenił jedynie Draculę. Jeśli chodzi o wszystkie zmierzchowe potworki... cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale nie mógł się doczekać zmierzchu ich popularności.
   - To zabawne, żadne z moich przyjaciół nie słucha niczego takiego.
   - Ja... teraz słucham tego, co moje przyjaciółki.
  Coś rozwalił. Trzeba trzymać się z dala od tego tematu. Może lepiej zająć się herbatą, którą właśnie przyniesiono. I lodami.

***
  Gundżu miała wysoki głos. Szkoda, że już nie mieli muzyki, mogłaby zabłysnąć podczas śpiewu. Chociaż była zbyt nieśmiała, by stanąć przed klasą i śpiewać. Klara nie rozumiała i nie próbowała rozumieć powodów tej nieśmiałości. W końcu taka wspaniała osoba kryjąca się przed światem... toż to marnotrawstwo! 
  Sama właścicielka tego pięknego głosu tak nie myślała. I głupio jej było, że dała się namówić na śpiewanie. Gdy Klara włączyła radio, zaczęła nucić, bo leciała francuska piosenka, którą lubiła. Wtedy Klara ją namówiła, żeby zaśpiewała głośno do znalezionego w sieci karaoke.
   - Oubliez donc, tous vos clichés.
   Bienvenue dans ma réalité...
   - Świetnie śpiewasz - stwierdziła Klara.
   - Teraz ty.
   - Co? - zdziwiła się dziewczyna - Ja nie mam słuchu, mój głos brzmi masakrycznie, a tak w ogóle, to nawet nie wiem, jak się te słowa czyta.
   Gundżu popatrzyła na nią. Przecież Klara słyszała, jak się je wymawia.
   - Dobra, już dobra.
  Cofnęły nagranie do początku.
   - Donmła ę słit o Riz
  żęwe pas
  de biju de sze Szanel
  żęwe pas.
  - Dobra, to może odpuśćmy - powiedziała Gundżu zdziwiona.
  - Mówiłam - westchnęła Klara. Nie lubiła francuskiego i nigdy nie poświęcała mu tyle uwagi, by się czegoś przydatnego nauczyć - Zapomniałam ci powiedzieć, że mam twoją książkę.
  - Jaką moją książkę? - Gundżu zdziwiła się jeszcze bardziej.
  - Manifest - wyjaśniła Klara - Pomyśleliśmy, że to mogła być ważna książka, więc ją złożyliśmy z tych kartek, co ten debil wrzucił do kosza.
  W oczach komunistki pojawiły się łzy.
  - Naprawdę? Chciało ci się? Ja tak ci dziękuję, to była ważna książka, z podkreśleniami, notatkami i innymi ważnymi rzeczami zostawionymi jeszcze przez mamę, bo to była jej książka kiedyś... gdy żyła - zawahała się na chwilę, ale, jak Klara już zauważyła, szybko zostawiała temat śmierci rodziców, nie rozklejając się - I pewnie nikt inny by nie pomyślał, żeby siedzieć i składać jak puzzle kartki w obcym języku i nie bardzo mogąc nawet sprawdzić, czy się dobrze ułożyło. Jesteście wspaniali.
  - Dobra, już dobra, tylko bądź taka elokwentna, jak ktoś będzie się ciebie czepiał, to już będzie dobrze - mruknęła Klara zażenowana tak długą przemową. Bez ceregieli otworzyła szufladę i wyciągnęła książkę - Piotrek to skleił czymś, jeszcze oprawiłam w papier, bo ta okładka taka zniszczona...

***

   Łukasz właśnie wrócił z Tremyszewic. Ciotka Jadzia była kochaną osobą, resztę rodziny też kochał, a tak w ogóle to spotkania rodzinne są super. Był więc na tyle szczęśliwy, że nie zauważał już swoich codziennych problemów. Co prawda, trudno było niektórych nie zauważyć, ale ojca dziś nie widział, więc mógł udawać, że jest jak zwykle. Udawanie to dobry sposób na problemy.
  Problem był jeden, mianowicie wieczór. Wieczorem człowiek już wszystko zrobił i ma czas na myślenie. Wtedy problemy wracają. Ale nie do niego, jemu nieźle szło ignorowanie ich.
  I tak, idąc z kuchni do sypialni usłyszał cichy płacz w pokoju rodziców. Uchylił drzwi i zajrzał do pokoju.
   - Mamo?
  Tego się nie spodziewał. Znaczy, wiedział, że jego matka się martwi. Ale nie spodziewał się, że zobaczy ją płaczącą. Bo w końcu silni ludzie nie płaczą, prawda?
  Kobieta leżała zwinięta na łóżku, trzęsąc się od płaczu, chociaż próbowała go powstrzymać. Na jego widok uniosła się i powiedziała, żeby wszedł.
  Usiadł na łóżku, obok niej. Nie za bardzo wiedział, co ma zrobić. Nie umiał pocieszać. Nawet nie mógł zacząć od pytania, co się stało, bo wiedział. Na szczęście, nie wymagano od niego, by sam wyszedł z jakąś inicjatywą.
   - Dziś u cioci była moja kuzynka Ewa. Brała ślub w tym samym roku, co ja. Nigdy nie lubiłam Wojtka, nadal go nie lubię, ale oni razem jakoś ze sobą żyją. Jak był nasz ślub, to byłam taka szczęśliwa, zakochana, planowaliśmy wszystko wspólnie, was też, chociaż myślałam o większej liczbie dzieci, wszyscy mówili, jaką jesteśmy dobraną parą, my się dogadywaliśmy we wszystkim i miało być idealnie, i było idealnie, i zaszłam w ciążę, zrezygnowałam z pracy, urodziłeś się ty, i zaszłam w drugą ciążę, a Szymon dostał awans i cieszyliśmy się bardzo, bo z pieniędzmi nie było najlepiej, a narodziny kolejnego dziecka to też wydatki, po tym awansie pracował coraz dłużej i zostałam sama... Wiesz, że ja zawsze byłam w porządku, ja próbowałam to naprawić, a teraz to ja jestem ta zła, teraz to moja wina...
  Szloch. Dalej zwierzeń już nie będzie.Chyba powinien powiedzieć, że to nie jej wina.
   - To nie twoja wina.
   - Wiem. Muszę to jeszcze udowodnić. Albo nie... Lepiej byłoby naprawić ten burdel w moim życiu, a nie zajmować się winą.
  Nie do końca to rozumiał. Naprawianie związku, który jego zdaniem nie istniał od bardzo dawna. I on wolałby udowodnić, że ma rację. Do niczego by to nie prowadziło, bo co mu z tej racji? Czyli znowu był za głupi, a mama rozumiała życie. Mógł się tylko cieszyć, że ma taką mamę. I Murawiowa. Może miał rację z tym, co mówił na kółku. Niekoniecznie z tym wybaczaniem i nikt nie jest idealny, ale na pewno o odpowiedzialności dobrze mówił. Tak jej dużo w świecie, a on sam jeden, taki mały. Jak się tu nie przejąć tym wszystkim?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz