Po tradycyjnej rocznicy osiedlenia się
ludzi na tym terenie naprawiano witraż w kościele, a Lem miał kłopoty.
Jakiekolwiek one były, sprawiły, że nie pojawił się w szkole. Nawet ci którzy
nie wiedzieli, co się stało - bo skąd, skoro to było dopiero wczoraj, a
niewiele osób mogło to wypaplać - nie narzekali na jego brak. Wojtek był
wkurzający. Nawet jego przyjaciel za nim nie tęsknił. Najwyraźniej pogłoska,
jakoby Mateusz jest altruistą i przyjaźni się z Jaruzelem, by nikt inny nie
musiał tego robić, była prawdziwa.
Uczniowie, którzy brali udział w tej akcji przekazywali informacje
innym. Na przerwach i lekcjach polskiego z Murawiowem. Dziś wypadał jeden z
tych dni, w które można było na jego lekcjach robić wszystko, łącznie z
paleniem skrętów. Co prawda, do tego ostatniego nie doszło, ale w maju okazało
się, że da się wyciągnąć blanta pod nosem Murawiowa. Obecna druga b miała na
takiej lekcji sprawdzian, który wszyscy napisali w mniej więcej pół godziny i
kwadrans lekcji im został. Przy pierwszych dwóch ławkach środkowego rzędu
zebrała się hałaśliwa, gadająca grupka, a jeden z jej członków nagle zaczął się
zastanawiać, czy zmieści skręta w długopisie. Wyciągnął więc pudełko
śniadaniowe i piórnik, z nich owiniętego w folię aluminiową jointa oraz
długopis. Ten ostatni rozkręcił po czym przekonał się, że skręt się mieści.
Gdyby ktoś zwrócił uwagę na to, kiedy wypadają takie dni, wiedziałby że
są to dwa dni, które dzieli dwadzieścia siedem normalnych. Tomasz Murawiow i
jego żona bezskutecznie starali się o dziecko, a w drugim z tych dni, lub
pierwszego normalnego dnia Emilia Murawiow powinna dostać okresu. Miała długi i
trochę wahający się o ten jeden dzień cykl. Dwa dziwne dni były więc wypełnione
nadzieją, że tym razem się uda. Uczniowie o niczym nie wiedzieli, ale gdyby
ktoś im o tym powiedział, to zapewne woleliby, żeby Murawiowom się nie udało.
Były co prawda wyjątki, mianowicie uczniowie, którzy bardzo lubili Murawiowa i
chcieliby, żeby mu się udało. Byli też uczniowie, którzy dopiero na
sprawdzianie orientowali się, że w ciągu tych dwóch dni Murawiow prowadził
lekcję i wymagał znajomości tematu. Bo tak naprawdę omawiał tego Mickiewicza
czy - jak dziś - Lechonia, który uczniom kojarzył się jedynie z katechetką.
Tylko trochę mniej ciekawie niż zwykle i nie zwracał uwagi na uczniów. Zwykle
uczeń przeszkadzający był przywoływany do porządku najpierw uwagą, potem
pytaniem czy zna słowo dulszczyzna (gdy omawiano Moralność pani
Dulskiej) lub czy wie, jak Mickiewicz zniszczył biednemu Ordonowi życie
(gdy omawiano Redutę Ordona). Na jego lekcjach normalnie był spokój.
Ponieważ Łukasz jakimś cudem wypaplał wszystko wszystkim zanim zaczęła
się ich czwarta lekcja, jaką był polski, na tym przedmiocie nie musiał już plotkować,
zostawiając to reszcie klasy. Mógłby się zająć uważaniem na lekcji, w końcu
język polski był jego ulubionym przedmiotem. Jednak już dwie godziny wcześniej
dowiedział się od jakiejś dziewczyny z pierwszej klasy, że dziś u Murawiowa nie
bardzo. Gdy nauczyciel podyktował temat lekcji zapisał go w zeszycie, otworzył
książkę, przeczytał wiersz dwa razy, stwierdził, że mu się podoba i postanowił
się wyłączyć aż będzie trzeba coś notować. Tak się bierze udział w lekcji, gdy
Tomasz Murawiow ma zły dzień, a ty lubisz go i jego przedmiot. Po chwili
siedział z otwartym notatnikiem i coś zawzięcie pisał. Jego marzeniem było
pisanie powieści.
Klara stwierdziła, że odrywanie jej prawie najlepszego przyjaciela od
takiego zajęcia nie ma sensu i postanowiła w końcu zrobić coś na co wcale nie
miała ochoty. Jak tylko powzięła mocne postanowienie zajęcia się tą sprawą, z
jej głowy wyparowała wiedza, czemu ma to zrobić i pamiętała tylko, że wymaga to
rozmowy z Julią Raj. I jeszcze ma dziewczyny nie zmieszać z błotem. Zrezygnowała
i zajęła się składaniem papierowego samolotu. Jako osoba, która coś wie o
fizyce, rozumiała, czemu papierowy samolocik ma taki, a nie inny kształt.
Dwadzieścia minut przed końcem lekcji samolocik był skończony, a Klara mogła
uznać, że ten samolocik jest najlepszym, jaki zrobiła.
Wtedy uznała, że starszy o 2 lata brat ją zabije, jeśli tego nie zrobi.
A z Adrianem dobrze się dogadywała, więc głupio by było to niszczyć. Wyciągnęła
długopis i napisała na samolociku wiadomość. Po czym wycelowała z grubsza w tył
głowy Julii i rzuciła nim. Niestety, trafiła Ewelinę. Ta odwróciła się,
podniosła samolocik, przeczytała tekst i podała samolot przyjaciółce.
Blondi, nie wiem, jak się dogadałaś z Jaruzelskim, ale przyprowadzam
brata na dyskotekę. Zanotuj sobie: Maciek Tremyszewski, 19 lat.
Julia przeczytała, odwróciła się i pokazała uniesiony w górę kciuk. Nagle Klara
stwierdziła, że aż żal było jej pomagać w organizacji czegoś, na czym
dziewczynie wyraźnie zależało. Na szczęście Raj i tak organizowała wszystko, co
się da i jeszcze nie odniosła porażki, więc pewnie i tym razem by się udało, a
skoro tak, to nie ma się czym martwić. Jej pomoc nic nie znaczyła.
A Adrian się ucieszy. Generalnie, gdy Klara wypaplała o dyskotece Maciek
zgłosił chęć pójścia na nią, żeby mogła się odbyć i żeby Klara mogła się
wybawić. Dziewczyna nie chciała się na to zgodzić, ale Adrian ją o to poprosił.
Tego wieczoru rodzice wychodzili, najstarszy z trzech braci Klary już się
wyprowadził, a Adi chciał mieć wolną chatę. Klara więc wyświadczała mu
przysługę zabierając ze sobą Maćka. Mimo to wcale nie miała na to ochoty.
Przyprowadzający dorosłych byli po prostu frajerami.
No i mogła być pewna, że cokolwiek się wydarzy na tej dyskotece, brat
przyniesie informacje o tym do domu i nigdy nie zostanie jej to zapomniane. Po
prostu jej rodzice i bracia z wyjątkiem Adriana już tacy byli.
Skoro to już było załatwione, to mogła zająć się czymś normalnym.
Na przykład porozmawiać z Piotrkiem, bo z Łukaszem się chyba nie uda. A akurat
miała coś do powiedzenia. Odwróciła się do chłopaka i oznajmiła:
- Wiesz, że u nas wciąż ktoś ma
mydelniczkę?
W dzisiejszych czasach wypatrzenie
trabanta na ulicy, to nie lada wyczyn. A Klara kochała samochody i nie byłaby
sobą, gdyby nie zauważyła czegoś takiego.
Piotrek zamrugał.
- Ja też mam. Myślę, że każdy ma.
Klara wywróciła oczami. To było takie głupie.
- Nie chodzi mi o tą rzecz na mydło. Chodzi o samochód. Trabant.
Kurwa, gdzie ty się wychowałeś, że takich rzeczy nie rozumiesz?
Piotrek akurat wychował się z Klarą, więc nie odpowiedział.
Dziewczyna uznała to za przyzwolenie na opowieść o trabancie.
- To był ten najstarszy model, P50. Typ nadwozia oczywiście
Limuzyna, te Universal były brzydsze.Jakiś dziwny facet nim jeździ. Znaczy, nie
dziwny, to złe słowo. Włosy ma zupełnie siwe i twarz pomarszczoną i widać, że
jest stary, ale chodzi szybkim krokiem i wyprostowany, wysoki jest, a twarz
oprócz faktu pomarszczenia jest jeszcze dość ciemna. Tak jakby się spaliła na
słońcu. Okularów czy laski oczywiście brak. I ubiera się też oryginalnie. Bo
nie widziałam nigdy dziadka w t-shircie z nadrukiem floydów...
- Jesteś pewna, że był stary i miał taki
nadruk? - zapytał Piotrek sceptycznie - A jak tak, to jesteś pewna, że go
widziałaś?
- Tak, jestem, jeszcze nie zwariowałam -
powiedziała trochę za głośno, gdyż zapewne słyszał to Murawiow, a na pewno
słyszały doskonałe. Ewelina kazała jej się upewnić, czy na pewno
jeszcze tego nie zrobiła. Klara pokazała jej środkowy palec.
- Zostałam psychopatką, jutro przychodzę
tu z karabinem, jesteś pierwszym celem - powiedziała do dziewczyny i znów
zwróciła się do Piotrka - Nadruk na 120% widziałam. To rozszczepienie światła w
pryzmacie. Facet mieszka na trzeciego maja, bo oczywiście zobaczywszy mydelniczkę
na ulicy poszłam zobaczyć, gdzie jedzie i zobaczyłam jak facet parkuje i
wchodzi do takiej zaniedbanej kamienicy. Ale takiej bardzo zaniedbanej, na
podwórku błoto, trzepak, dwóch dresów i napisy o orientacji piłkarzy jednego z
klubów piłkarskich. Tynk odpada razem z napisami. Na klatce światła brak, a o
domofonie nikt nie słyszał...
- Dokładny research zrobiłaś -
stwierdził Piotrek z wątpliwym podziwem.
- Byłam tam już kilka razy - powiedziała
Klara - Mieszkał tam brat mojej babci, pijak. W ogóle, ta kamienica kiedyś
należała do naszej rodziny, no ale po wojnie było jedno małe mieszkanie i
trochę starych mebli, babcia wyszła za mąż, został jej braciszek, a po jego
śmierci mieszkanie, długi i fakt, że wszystkie stare meble zniknęły, wcześniej
nie wiedzieliśmy. Odwiedzał babcię, żeby ją błagać o kasę, wtedy głównie go
widywałam, ale jeszcze kilka razy babcia jego odwiedziła. Zrzekliśmy się
wszyscy tego spadku. Domofonu tam nie ma, światła w klatce nie ma, w
mieszkaniach też nie zawsze, pralnia na dole, wuj w domu nie miał łazienki,
tylko toaletę, a mył się w misce. Mieszkania małe.
- Trzeciego maja to ta, co odchodzi od
Norwida, prawda? - upewnił się Piotrek - Tam patologia mieszka, nie jest
dziwne, że facet trabantem jeździ.
- On z patologii nie jest, on jest
porządny - powiedziała niepewnie Klara - Przynajmniej wyglądał jakby gdyby
mógł, to by tam wszystko doprowadził do porządku. A ten jego trabant jest
super. Wiesz, jak uwielbiam takie samochody. Kübelwagena nigdy nie
widziałam.
- Jaki kubeł wagonów? - zapytał nagle
Łukasz odrywając się od pisaniny.
Klara wywróciła oczami.
- Dlaczego to ja się interesuję
takimi rzeczami, skoro jestem dziewczyną?
- Nie wiem - powiedział Łukasz - A
mówiłem, wam, co wczoraj robiłem?
- Poza patrzeniem jak Jaruzelski jest
sobą? - zapytał Piotrek.
- Tak, poza tym. Przeglądałem w necie
listę świętych katolickich - oznajmił szczerząc się. Najwyraźniej znalazł coś
ciekawego.
- No i? Wybrałeś patrona? - zapytała
Klara.
- Nie. Było za dużo śmiesznych imion.
Myślałem nad św. Platonem. Ale fajni są także: Amator, Answer, Bazyliszek, Karp
i Pacan*.
- Biorę Bazyliszka na patrona - oznajmił
Piotr.
- To ja biorę Karpa; razem zrobimy zoo i
przyprawimy Lechoń o zawał - zaproponował Łukasz - A szkoda, że Klara nie idzie
do bierzmowania, bo jest taka święta... A, nieważne.
- Co? - zapytała Klara.
- Mam świetny pomysł i nie chcę go
spalić.
***
- Idziesz na tą dyskotekę? - zapytała
Klara. Ona i Piotrek siedzieli na klatce schodowej między jedenastym i
dziesiątym piętrem. Było to jedno z ulubionych miejsc spędzania deszczowych
popołudni. W domu Klary było za dużo osób, by spokojnie rozmawiać - tak to jest
jak mama siedzi w domu, a ty masz jeszcze dwóch braci, zaś trzeci akurat wpadł
z wizytą. Zaś do Piotrka po prostu nie można było przyjść, bo Klara i wyjątkowo
wredna czarna kotka imieniem Inka w jednym pomieszczeniu to gwarancja rozróby.
Klara oczywiście lubiła zwierzęta, miała rybki, pies Łukasza był do niej
przyjaźnie nastawiony, gołębie i kaczki zawsze dokarmiała, ale to jedno jedyne
zwierzę zwane przez Klarę narzędziem Szatana, wcieleniem demonów, upadłym
aniołem Bastet (...to była dziwna głupawka). Dom - jedyny dom, pozostałe dwa
były mieszkaniami - Łukasza odpadał zaś ze względu na jego ojca. Tak, nagle
przyjechał do domu i nagle okazało się, że warto by było z nim spędzić trochę
czasu. Chłopak obiecał przyjść jak tylko uda mu się wyrwać, czyli gdy ojciec go
ochrzani za stanowczo za niskie oceny z przedmiotów ścisłych - które dzięki
pomocy Klary są zdaniem Łukasza wystarczające - nie doceni całkiem
wysokich ocen z przedmiotów humanistycznych i postanowi dowiedzieć się co u
niego, ale opowieść o wszystkim go znudzi zanim się zacznie.
Wybierali zaś to konkretne miejsce, bo
między dziesiątym a jedenastym piętrem była drabinka prowadząca na dach.
Oczywiście, nie zamierzali na niego wychodzić - chociaż Klara bardzo chciała to
zrobić i zamierzała kiedyś tam sprawdzić, co da się zrobić z taką kłódką, tylko
nie podczas deszczu - ale Klara lubiła wchodzić na tą drabinkę. Mimo to teraz
siedziała na schodach prowadzących na ostatnie piętro składając kartki pewnej
książki.
- No, jak ty przyprowadzasz brata, to
rozumiem, że idziesz, więc my pewnie idziemy. Bo mam do wyboru siedzieć samemu
albo z Łukaszem, chociaż z tego co wiem on też idzie, więc mógłbym, co najwyżej
zostać sam. No to chyba już muszę iść.
Wydawał się nawet cieszyć z
takiego wyjścia.
- Zapewne usłyszę od Julii lub Eweliny,
że na wiosce to takie rzeczy chyba tylko po remizach - powiedział po chwili -
Nawet mam gotową ripostę, ale nie mogę spalić.
Rodzice Piotrka urodzili się w
pobliskiej wsi i doskonałe o tym pamiętały.
- Aha - powiedziała Klara po prostu,
wiedząc, że Piotrek się swoim pochodzeniem wcale nie przejmuje; wręcz
przeciwnie był z niego dumny - A ja nie mam już szans na wzorowe czy chociaż
bardzo dobre w tym semestrze, więc zamierzam nie zmienić butów, moje glany są
fajne. Znalazłam też sukienkę, która jest nad kolano i odsłania ramiona. A
także jest cała w cekinach. Taki bunt. Nie masz czasem strony dwudziestej?
- Mam. A po cholerę ci była taka
sukienka? - zapytał Piotrek składając parę kartek.
- Nie mam pojęcia - powiedziała
rozbrajająco dziewczyna składając kolejne kartki - W mojej szafie dzieją się
dziwne rzeczy, naprawdę.
- Przeczytałaś to coś? - zapytał
pozwalając sobie nie komentować faktu, że jego najlepsza przyjaciółka nie wie,
skąd ma jakieś ubranie. On lubił porządek, ale do Klary można się było
przyzwyczaić. Chociaż do jej szkolnej szafki wolał nie zaglądać. Ona zresztą
też.
- Przeczytałam. Historia wszelkiego
społeczeństwa dotychczasowego jest historią walk klasowych. Nawet może mieć
rację, a przynajmniej nieźle mu idzie udowadnianie, że ma. Nie znam się na
historii, ale Łukasz by pewnie znał przykłady zdarzeń niezwiązanych z kasą i
klasą. Komuniści nie mają zaś odrębnych od proletariatu i robotników - nie
wiem, czemu u niego to jest to samo, bo zawsze myślałam, że to różne pojęcia -
interesów tylko reprezentują ich interesy, program partii programem
narodu omówione bardziej rozwlekle. Ma być wy-wła-szcze-nie i różne inne
totalitarne zmiany prawa wymienione w fajnych punktach w części o komunistach i
proletariacie. W ogóle jego rozkmin o wspólności żon jaką mają wprowadzić
komuniści, a która jest już wprowadzona, bo burżuje nawzajem uwodzą sobie
żony... Nie ma to jak przeczytać, że jest się narzędziem produkcji oddanym do
ogólnego użytku.
- Mocne - przyznał Piotrek - Mamy chyba
to całe złożone.
- Trzeba się dowiedzieć od Łukasza o
tego introligatora, bo nic nam nie mówił na ten temat... Winda jedzie, może to
on.
Winda przyjechała na dziesiąte piętro i
wysiadł z niej sąsiad Klary. Mieszkał na jedenastym piętrze, ale tam
winda nie dojeżdżała.
- Kurwa, wiejemy - powiedziała szeptem
do przyjaciela i pociągnęła go na jedenaste piętro. Tam pobiegli przez korytarz
do klatki obok i zeszli na dziesiąte piętro.
- O co chodzi? - zapytał Piotrek, gdy
upewnili się, że mężczyzna już wszedł do mieszkania.
- W wakacje przyjechała do mnie ciocia z
kuzynką- zaczęła Klara - Wiesz, ta trzy lata młodsza Patrycja. Jak mama i
ciocia siedziały i rozmawiały chciałyśmy wyjść kupić jakieś czipsy czy colę.
Zjeżdżałyśmy z dziesiątego na parter, a ona wciskała przycisk każdego mijanego
piętra. Ja tego nie robię od szóstego roku życia, gdy się tak wygłupiałam, bo
wiem, jakie to denerwujące jak się potem jedzie na samą górę z tyloma
przystankami. Ale nie uznałam za konieczne ją powstrzymać. I jak wysiadałyśmy,
to okazało się, że ten facet czekał na dole na windę. Uciekłyśmy szybko, ale
jeszcze na zewnątrz słyszałyśmy jak nas wyzywa. Teraz możemy wracać do naszej
klatki.
Wrócili. Książki, która została na
schodach, nie było. Był za to Łukasz; najwyraźniej dopiero co przyjechał.
- Już myślałem, że pomyliłem półpiętra,
albo miało być u Piotrka - powiedział.
- Masz książkę? - zapytał Piotrek.
- Przecież wy ją macie - powiedział
zdziwiony Łukasz.
- Kurwa mać, cholera jasna - mruknęła
Klara.
Książkę najwyraźniej zabrał sąsiad.
Pewnie nie zauważył, że nie jest sklejona i mu się rozsypała. Ewentualnie
złośliwie pomieszał kartki, bo wszyscy wiedzieli, kto spędza wieczory na tym
półpiętrze. Będzie trzeba od nowa składać. Lepiej żyć w zgodzie z sąsiadami.
- Dobra, idziecie z nim porozmawiać, ja
się na to nie piszę - powiedziała Klara. Chłopcy nie mieli innego wyjścia jak
pójść pod drzwi tego faceta i zapukać.
Po kilku sekundach mężczyzna otworzył.
- Dzień dobry - powiedzieli, chórem. Gdy
sąsiad odpowiedział Piotrek zostawił mówienie Łukaszowi. Po prostu ten ostatni
sobie z tym lepiej radził.
- Proszę pana, zostawiliśmy na korytarzu
książkę, która teraz zniknęła - wyjaśnił chłopak zadzierając głowę, bo facet
był niezwykle wysoki - Nie znalazł pan przypadkiem zniszczonej książki
napisanej cyrylicą?
- Znalazłem - burknął mężczyzna - Zaraz
ją wam dam.
- Dziękujemy.
Mężczyzna poszedł po książkę i po chwili
ją mieli.
- Kartki pomieszał - powiedział Piotrek,
oglądając dokładnie wszystko - A już mieliśmy całą.
***
Mieszkanie dziadka Gundżu były to dwa
pomieszczenia. Można by powiedzieć, że trzy. Zależy, czy małą toaletę, która z
jednej strony wcale nie ma ściany tylko przesuwane drzwi, uznajemy za
pomieszczenie. Pozostałe dwa to sypialnia/salon/jadalnia oraz przedpokój/kuchnia/łazienka
bez prysznica czy wanny. Żadnego z tych ostatnich w domu nie było.
Można żyć. Jeden pokój na osobę, nie?
Nie, bo i tak siedzieli w jednym. Ona siedziała z książką na podłodze. Lubiła
tak czytać. Dziadek zaś siedział w fotelu i czytał gazetę. Włączona była jego
ulubiona muzyka. Wiecie, ilu jest na świecie dziadków słuchających Floydów?
Niewielu. Więc pozostaje się cieszyć tym, co się ma.
Jak na razie czytała Historię
filozofii. Był to podręcznik na studia z tej dziedziny, a konkretniej
jego pierwsza część, opisująca filozofię starożytną i średniowieczną. Do jej
ulubionego filozofa jeszcze daleko.
- Mógłbym cię wozić do szkoły -
zaproponował nagle dziadek.
Podniosła wzrok zdziwiona.
- No co? - zapytał dziadek - Dzisiaj
pada i szłaś w tym deszczu. I teraz się przeziębiłaś.
Gundżu kichnęła tylko dwa razy, nie jest
tak źle.
- Nie, po co miałbyś mnie podwozić? -
odpowiedziała szybko - Blisko mam.
Poza tym, gdyby dziadek ją podwiózł nie
miałaby życia. Dlaczego? Bo samochód dziadka. Trabant. Mérde! Jak można jeździć
czymś, co ma plastikową karoserię, ludzie? Przecież zderzenia z rowerem nie
przeżyjesz. W przeciwieństwie do rowerzysty.
Ale nie chodzi o samo bezpieczeństwo.
Przecież jak przywiezie ją samochodem nie tyle starym (bo automobile sprzed
wojny są fajne), co przestarzałym, to wszystkie jej kłamstwa pójdą się kochać.
W końcu gdyby pochodziła ze średniozamożnej rodziny, to nie jeździłaby
trabantem.
Dziadek mógłby nie jeździć mydelniczką.
Znaczy, teraz nie miał pieniędzy by zmienić samochód. Ale dawniej miał i tego
nie zrobił. Potem pokłócił się z rodziną - całą - i po odejściu na
emeryturę musiał żyć tylko z niej, a wcale nie było tego tak wiele.
A jeszcze później została sierotą i okazało
się, że jedyną osobą, której na niej zależy jest dziadek. Ostatnio go widziała
mając jakieś trzy lata. Zaś takich cudownych ludzi - np. wuja Lucjusza - nie
obchodziła, chociaż z nimi zawsze miała kontaktu aż za dużo. Aha, i jeszcze
okazało się, że firma ojca nie prosperowała aż tak świetnie, jak wyglądało i
mieli długi, więc wszystko, co mogłaby dostać po rodzicach przejął komornik,
bank czy coś takiego. Udziałów w firmie niet, bo nigdy się nie interesowała
surowcami - miała być programistką, ludzie - więc ojciec ze wspólnikiem ustawili
wszystko tak, by dziedziczył syn tego ostatniego. Czyli wszystko ma ten dziwny
facet, którego nie lubiła, a po jego śmierci trafi to w ręce tego śmiesznego
dziesięciolatka, którego imienia nie pamiętała.
Ponieważ miał się nią opiekować dziadek
prawie nikt z rodziny się do niej nie odzywał. I tak miała z nimi nie najlepsze
relacje, ale to bolało. Jedyną osobą, która się z nią skontaktowała, była
kuzynka Lilianne. A Lili Gundżu się po prostu bała. Zresztą, nie było tak, że
kuzynka napisała do niej przez internet, bo tak ją lubiła. Potrzebowała pomocy
z zadaniami z matematyki. Oczywiście, strach przed zaledwie dwa lata starszą Lili
sprawił, że je zrobiła. Wszystkie, całe piętnaście.
A był jeden kuzyn, z którym miała dobre
relacje. Spokojny Lchamdżawyn. Wysłała mu kilka wiadomości przez każdą stronę
jaką znała i na jakiej wiedziała, że jest. Odpowiedzi brak.
W każdym razie, dziadek jej nigdy
nie zawiezie do szkoły kawałkiem złomu opakowanym w plastik!
I czemu on cały czas słucha tych
Floydów?
***
Piotrek ziewnął, położył piórnik na
zeszycie, głowę na piórniku i zaczął przygotowywać się do snu. Religia na
pierwszej lekcji. A Klara ma godzinę snu więcej...
- Co? - warknął do szturchającego go
Łukasza.
- Modlitwa, wstawaj - powiedział chłopak
szeptem i dodał - A potem będzie ciekawie.
Piotrek wstał i razem z cała grupą oraz
katechetką odmówił modlitwę. Nikt nie zauważył, że już chciał spać. Dlatego
mógł spokojnie razem z innymi poprosić o odpuszczenie win jako odpuszcza
winowajcom, chociaż chyba nikt z obecnych nie był skłonny wybaczać, a potem
wezwał Ducha Świętego. Który nie wbił do klasy jako gołębica mimo takiego
zaproszenia.
Usiedli, a Piotrek od razu zwrócił się
do Łukasza.
- Co będzie ciekawe?
- Zaraz się dowiesz - Łukasz jakimś
cudem utrzymał kamienną twarz. Najwyraźniej przyjaciel nie był mu potrzebny do
realizacji jakiegoś planu.
Piotrek postanowił czekać na
przedstawienie i rozejrzał się po klasie. Doskonałe gadają, nie ma
Alki, Iga o czymś z wielkim przejęciem opowiadała koleżankom, Gundżu unosiła
rękę do góry, Agata i Gosia o czymś rozmawiały. A tak w ogóle, to Agata
pochodziła z jakiejś dziwnej rodziny, patologia totalna, a przy okazji miała
bulimię. Podobno nawet miała nawrót, ale Łukasz tego nie potwierdzał, więc
pewnie to nieprawda... Czekaj, Gundżu, unosiła rękę? Co ona ma do powiedzenia
na tej lekcji?
Na szczęście Lechoń zauważyła to w tym
samym momencie co Piotrek.
- Tak?
- Wybrałam patronkę do bierzmowania -
oznajmiła.
No tego byśmy się nie spodziewali.
- Kogo? - zapytała katechetka.
- Świętą Seksburgę - oznajmiła
dziewczyna, zachowując powagę. Klasa się zaśmiała, Lechoń zaś stała jak słup
soli, robiąc się czerwona na twarzy.
- To twoje dzieło? - zapytał Piotrek.
Uznał, że to był ten dziwny pomysł, którego nie można było zapeszyć.
- Jasne - odpowiedział Łukasz - Teraz
czekajmy na rozwój wypadków.
- Jak ją do tego namówiłeś?
- Po prostu wyjaśniłem jej o co chodzi z
bierzmowaniem i imieniem - zaczął wyjaśniać - bo wcale tego nie rozumiała.
Potem podrzuciłem jej tą jakże genialną świętą. Cudowne imię, co nie?
- No - Piotrek nie mógł się nie zgodzić,
gdy katechetka mówiła z jakich powodów na to imię nie pozwoli, mówiąc coraz
szybciej i szybciej. Chyba tak się u niej objawiało zdenerwowanie. Dobrze, że
swoją przemowę zakończyła stosunkowo szybko, bo udało się zrozumieć końcówkę. A
raczej udałoby się, gdyby ktokolwiek słuchał, a nikt tego nie robił. Z tego
powodu treść kazania nieznana.
***
Gundżu wcale nie przyszła na dyskotekę
tylko dlatego, że bała się nie przyjść. Co prawda, możliwa reakcja na jej brak
była naprawdę przerażająca, ale możliwa reakcja na jej obecność była równie
straszna. Tak naprawdę chciała sprawić przyjemność dziadkowi, który ostatnio
martwił się tym, że z nikim się nie spotyka. Może ona po prostu miała charakter
samotniczki, co w połączeniu z tym jaka jest jej klasa gwarantowało brak
towarzystwa. Dziadka to jednak martwiło. Nawet jej to nie dziwiło. W końcu od
niedawna była sierotą i wszyscy się martwili tym, że pewnie wpadnie w depresję.
Nie zanosiło się na to. Owszem, było jej smutno, gdy myślała o rodzicach i
czasami popłakiwała w nocy. Ale naprawdę depresja to głupie i dziecinne
zachowanie, jej zdaniem. Oj, umarli. No to są martwi. A ona jest żywa. Wniosek?
Trzeba zająć się życiem. A rodzicom by się pewnie nie podobało użalanie się nad
sobą, czy też nimi.
Specjalnie dla dziadka wyciągnęła z
szafy czerwoną sukienkę, którą niedługo będzie musiała sprzedać w necie. Prada
czy coś w ten deseń. Podobno ładnie było jej w czerwonym, poza tym fason był
dobrze dobrany do jej figury. Brak biustu jakoś nie był widoczny przy tych
drapowaniach czy czymś na górze, pasek sprawiał, że miała talię - normalnie nie
zawsze była widoczna - a sukienka była dodatkowo na tyle długa, by mogła się w
niej dobrze czuć i na tyle krótka, by ktoś postronny mógł zauważyć, że ma nie
najgorsze nogi. Aha, no i jeszcze była rozkloszowana od tego śmiesznego paska,
więc wyjątkowo wąskie biodra nie były aż tak wąskie.
Była to pierwsza kolorowa rzecz, jaką
włożyła od śmierci rodziców. Nie nosiła żałoby, ale kolorów unikała.
Gdy weszła do szkoły zobaczyła mężczyznę
podobnego bardziej do Wojciecha Lema niż do Wojciecha Jaruzelskiego, ale jednak
podobieństwo do tego drugiego było widoczne. Co z nimi jest, że tacy podobni,
nieślubne dzieci tego bandyty czy jak? Obok tego faceta stała kobieta, która
nikogo nie przypominała, więc pewnie była matką kogoś z innej klasy. Minęła ich
i zaraz obok zauważyła doskonałe w gronie poszerzonym o kilka dziewczyn
z innych klas. Kiedy przechodziła obok porzuciły temat bulimii Agaty i
usłyszała coś o cudacznym imieniu, w końcu głodnemu chleb na myśli, a nią nikt
nigdy się nie zainteresuje. To Łukasz chciał, by powiedziała, że wybrała to
imię. A ona i tak nie rozumiała całej filozofii tego bierzmowania. Zresztą, ten
żart był zabawny. Tacy jak one się na żartach nie znają i tyle.
Poszła w stronę sali gimnastycznej. Tam
ma być główna zabawa. Tylu ludzi tam będzie. Wyprostuj się... Wciąż potrafiła
iść tym krokiem, co książka z głowy nie spada. Może powinna była założyć jakiś
naszyjnik. Miała na tyle duży dekolt, że pozostawiony pusty wyglądał dziwnie. A
ona czuła się naga. Jedynym dodatkiem jaki włożyła był srebrny pierścionek po
mamie, w kształcie gwiazdki. Na wierzchu prawej dłoni miała to brzydkie znamię.
Przypominało gwiazdę chaosu. Gundżu nie znała się na magii chaosu, ale chaos ją
wytrącał z równowagi. Wszystko powinno być poukładane i zorganizowane, wtedy
jest dobrze. Bezpiecznie, spokojnie, idealnie.
Weszła do sali. Rzeczywiście było
mnóstwo ludzi. To przerażające. Dobra, krok niespadającej książki i idziemy.
Może nie stanie się nic złego. Lepiej się dowiedz, o co chodzi z bulimią Agaty.
Bo dziewczyna rzeczywiście chuda, ale na bulimiczkę nie wygląda. W końcu Gundżu
doskonale wiedziała, jak wyglądają dziewczyny z tą chorobą. W szkole tylko dla
dziewcząt można się wielu rzeczy dowiedzieć. Np. że wymioty wywołuje się jedząc
ogórki z czekoladą i popijając to sokiem pomidorowym lub równie dziwnym
połączeniem. Oraz że można nie wymiotować, ale wtedy można najeść się
raz na jakiś czas, a między najadaniem się być na ścisłej diecie lub
dużo ćwiczyć. Dwa razy widziała uśmiechniętą Agatę - zęby wyglądają okej, nie
wymiotuje. Dieta nie, bo widziała też normalne drugie śniadanie. Ćwiczenia...
może, ale na osobę wysportowaną nie wygląda. Aha, jest jeszcze przeczyszczanie.
Zresztą, dziewczyna nie zachowywała się jak chora. Rozmawiała z Gosią
normalnie, śmiała się, zdawała się być względnie zadowoloną z życia.
Gundżu była trochę wścibską osobą, więc
postanowiła się dowiedzieć. Ale przecież nie podejdzie do Agaty i nie zapyta!
Lepiej popatrzeć, czy widać po niej chorobę. A spędzenie dyskoteki z nią i
Gośką dyskoteki gwarantuje, że nic złego się nie stanie, bo pewnie nikt jej nie
zauważy. Tak jak tych dwóch dziewczyn.
***
Piotrek i Łukasz siedzieli przy szafkach
i czekali aż przyjdzie Klara. Miała jeszcze kilka minut na przyjście. W
zasadzie powinna się była zjawić z Piotrkiem, bo mieszkała obok niego, ale tego
nie zrobiła, bo coś tam. Ach tak, musiała się przygotować. Tego wyjaśnienia
chłopcy nie rozumieli.
Nagle na schodach pojawiła się Klara
wraz z jakimś chłopakiem. Miała na sobie obiecaną sukienkę. Była to rzecz tak
obcisła, że patrzeć wstyd - Piotrek zresztą spuścił wzrok, Łukasz wprost
przeciwnie. W dodatku miała bardzo rzucający się w oczy czerwono-pomarańczowym
kolor i cała była pokryta cekinami tej barwy. No i odsłaniała ramiona, a do
kolan nie sięgała; chociaż dekoltu nie miała. Klara założyła do niej glany z
pasującymi sznurówkami. Włosy zaś upięła wysoko, by wszyscy mogli zobaczyć, że
sukienka odsłania także plecy.
Chłopak obok niej zaś z całą pewnością
nie był jej bratem, bo jego Piotrek i Łukasz znali. Był to blondyn wzrostu
Klary, który zdaje się chodził do dwunastki, ale już ją skończył.
- Cześć - powiedziała wesoło dziewczyna
- Nie wiem, czy go znacie, to Kamil, mój chłopak, Kamil, to jest Piotrek, a to
Łukasz.
Piotrek w tym momencie poczuł się
urażony, że nie powiedziała im wcześniej o swoim chłopaku. U Łukasza słuszne
urażenie było najmniej ważnym uczuciem. Zaś Kamil uznał, że przyjaciele jego
dziewczyny są strasznie nudni i usłyszawszy jakąś dobrą piosenkę zaprosił ją do
sali gimnastycznej.
Wtedy Łukasz otworzył swoją szafkę i
wyciągnął z niej butelkę.
- Skąd... skąd masz wódkę? - wydukał
zdziwiony Piotrek.
- Mój ojciec jest kretynem, można go
okraść - wyjaśnił prosto - A wejścia pilnuje stary Wojtka, bombę atomową by
wniósł. Zamierzałem was poczęstować jak stwierdzimy, że impreza jest kiepska,
bo na pewno jest kiepska, ale skoro Klara postanowiła dokonać swoistego coming
outu, to co mi tam, chcesz?
- Jasne - stwierdził Piotrek.
- Ale albo obaj pijemy z gwinta, albo
jeden z nas z korka, a drugi z gwinta.
***
Ewelina poszła do łazienki. Najwyraźniej
miała w organizmie mało kobiecych hormonów, gdyż zrobiła to sama. Jej
zdaniem jedyną przyczyną chodzenia do łazienki grupami były nie domykające się
drzwi kabin. Tak było w jej podstawówce. W gimnazjum drzwi się domykały, nie
trzeba było mieć koleżanek do ich trzymania.
Stanęła przy lustrze i zaczęła poprawiać
włosy. Miały okropny kolor. Blond pomiędzy jasnym a ciemnym, z rudym odcieniem
widocznym w odpowiednim świetle. Czyli ani jasne, ani ciemne, ani nawet rude.
Co prawda, ten rudy odcień powoli znikał, ale blondu od tego nie przybywało.
Dobrze chociaż, że piegi wraz z początkiem roku szkolnego szybko się
ewakuowały. Albo nie piegi, tylko wysypka na twarzy będąca objawem uczulenie na
wakacje.
Jej włosy były lekko faliste, ale na tą
okazję je wyprostowała. Niestety, zaczynały falować z powrotem. Powietrze było
wilgotne.
Usłyszała, że w kabinie ktoś wymiotuje.
Pewnie Stanisławska. W końcu Ala kiedyś jej opowiadała o dziewczynie. W
podstawówce przyjaźniła się z pulchniutką wówczas Agatką (Gatką, ha ha ha). Z
litości, w końu dziewczyna brzydka i głupia, a jej rodzina... Jakaś patologia,
ojciec chleje, matka pracuje po nocach za marne grosze. Tak, Ala swoje wiedziała
o Stanisławskiej.
Chociaż w rodzinach wyglądających na
normalne też się różne dziwne rzeczy dzieją. Tyle razy chciała być swoją
starszą siostrą. Nie dlatego, że Magda była taka świetna, bo nie była - Ewelina
ze wszystkim radziła sobie lepiej. Dlatego, że narodzin Magdy rodzice chcieli.
W planie swojego życia mieli dwoje dzieci, bardziej pożądane były córki. Wśród
tych dwojga, trzecie dziecko może nawet nie mieć płci. Cały perfekcjonizm wziął
się stąd, że musiała się bardziej postarać, żeby rodzice ją docenili. No
właśnie, ten jeden włos jest po złej stronie i cały przedziałek jest krzywy.
Poza tym lewy rękaw jej sukienki jest chyba o milimetr bardziej podwinięty niż
prawy. A ta sukienka nawet dobrze na niej leżała, w końcu ona miała świetną
figurę.
Na szczęście Ewelina nie była taką
nieudacznicą jak Agata, umiała kontrolować, co je i to robiła. W ogóle nie była
nieudacznicą. Wszystko jej wychodziło. I wcale nie chciała być swoją siostrą,
to jej się coś pomieszało. Bycie nią jest najlepszą możliwością, bo ona jest
najlepsza.
Z kabiny od rzygania ktoś wyszedł.
- To damska toaleta, karzełku -
powiedziała wywracając oczami na widok Łukasza. Jednak nie Stanisławska.
- To teraz koedukacyjna - stwierdził
jakimś dziwnym głosem - I nie jestem karłem.
- Śmierdzisz - zmarszczyła nos wracając
do zajmowania się swoim wyglądem. Miała za duży nos, ale temu nic nie poradzi w
łazience. Chociaż jak już będzie znanym neurochirurgiem, to zrobi sobie
operację plastyczną.
- Bardziej niż zwykle? Bo zwykle traktujesz
mnie jakbym śmierdział.
- Zwykle to tylko od twojego kumpla ze
wsi czuć obornik. Na tych waszych posiadówach trzyosobowych to wy zażywacie
kąpieli błotnych czy gnojówkowych?
- Spierdalaj.
- Ja jestem w swojej łazience -
powiedziała przerywając na chwilę malowanie ust.
Po tych słowach dokończyła czynność,
odwróciła się od Łukasza i już zamierzała wyjść, gdy przyszło jej do głowy, co
zdenerwuje Łukasza. W końcu Kamil, którego przyprowadziła razem z bratem
(dzięki niech jej będą, bo bez tego dyskoteka by się pewnie nie odbyła) coś
musiał znaczyć, nie? A Ewelina była przekonana, że jak nie Piotrkowi, to
Łukaszowi podoba się Klara. Ewentualnie obu, a jak tylko jednemu, to drugi o
tym wie, w przeciwieństwie do Klary.
- Nie dziwię się Klarze, że zostawiła
was dla tego Rotenschwanza - powiedziała swoim mniej jadowitym tonem. Miała też
bardziej jadowity.
- Gdybym był trzeźwy, to bym zaprzeczył,
zapisz sobie, że mam to zrobić - odpowiedział Łukasz - Ale piłem dlatego, że
też się nie dziwię.
- Wiesz, co mogę z tą wiedzą zrobić?
- Rano to do mnie dotrze - przytaknął
skonfundowany - Minus sto jest chyba za to.
- Tak, minus
sto - potwierdziła nadal mniej jadowitym, zastanawiając się, czy warto
przechodzić do bardziej - Ale nikomu nie powiem. To taka... przysługa. Kiedyś
mi się odwdzięczysz.
Już wiedziała, jaką przysługą. Zostawienie Gundżu samej sobie. Nie mogła być przecież chroniona, gdy Ewelina chciała się zemścić.
Nowa tak się ubrała na dyskotekę, że aż wydawała się ładną. Ładniejszą nie tylko od Żonkil - sama wiedziała, że piękna nie jest - ale i od Ali, której zwykle przypadała palma pierwszeństwa w takich sprawach.
Ale nie to był problem. Problemem było to, że Maciek zwrócił uwagę na jej wygląd. Ewelina w zasadzie nic nie czuła do chłopaka, ale i tak go podrywała.
Musiała mieć najlepsze oceny, a on sprawdzał matematykę i miał na nie wpływ. Piątka zamiast czwórki chociażby. Wnioski nasuwają się same. W dodatku lepiej mieć chłopaka niż nie mieć, a ona nie jest tak ładna jak Ala... czy Klara, żeby się za nią oglądali licealiści.
Poza tym, nie lubiła być na drugim miejscu.
- Jeśli się
nie wyda, to się odwdzięczę - zapewnił gorąco.
Wydało się,
ale tu zawinił Łukasz, nie Ewelina.
*Chodziło o św.Pacjana z Barcelony,
Łukasz ma wyobraźnię i nie zapamiętuje trudnych słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz