Rozdział I

Klara wpadła do szkoły tupiąc głośno glanami. Odwróciła się do Nikoli, która szła wolniej i tupała znacznie ciszej - miała trampki. Obie miały dziesięć minut spóźnienia.
 - Wbijamy od razu na lekcję, co nie? - powiedziała do dziewczyny. I tak Klara nie zmieniłaby butów. Rzadko to robiła. Przecież była piękna pogoda, żadnego błota, którego mogłaby nanieść.
 Nikola skinęła tylko głową. W przeciwieństwie do Klary nie była przyzwyczajona do takich wyczynów. I ona zamierzała po pierwszej lekcji iść do szatni i zmienić buty.
 Na korytarzu były same. Prawie. Jakaś dziewczyna patrzyła na plan szkoły. Służył on tylko pokazaniu drogi ewakuacji i nie było numerów - lub nazw - pomieszczeń. Jeśli nie wiesz, gdzie masz lekcje, to plan nie pomoże.
 Klarze przypomniało się, że w ich klasie miała być nowa uczennica. Jak można zmieniać szkołę we wrześniu, zamiast od razu iść do nowej?
 - Jesteś nowa z trzeciej c? - rzuciła do dziewczyny - Idziesz z nami.
 Dziewczyna odwróciła się. Teraz mogły zobaczyć jej twarz. Cóż, uroda na pewno oryginalna. W Polsce, w innych krajach może nie. Albo tak. Miała jasną, białą skórę. Oraz skośne, czarne oczy i włosy w tym samym kolorze. Rysy jej twarzy były wyraźnie orientalne.
 Była niższa od Klary, ale ona była najwyższa w klasie. Jednak nowa, która chyba była w jakiejś części żółta, wzrostem przewyższała Nikolę. A ta ostatnia wcale nie była krasnalem, jak Klary dobry przyjaciel Łukasz.
Poszły szybko do klasy. Nowa się nawet nie odezwała, ale Nikola i Klara mówiły za nią. Zwłaszcza Klara. Musiała sobie ponarzekać. Nie przebierała w słowach.
 Dziewczyna otworzyła szeroko (aż walnęły o ścianę) drzwi i swoim szybkim krokiem weszła i ruszyła w stronę ostatniej ławki pod oknem. Klara przyjaźniła się z Łukaszem i Piotrkiem. Trójka miała mały problem: ławki były dwuosobowe. Zawsze któreś siadało same. Padło na nią, bo chłopcy nie wiedzieli, czy przyjdzie.
- Winda się zepsuła - oznajmiła Murawiowowi, ich wychowawcy z którym mieli pierwszą tego dnia lekcję - Siedziałyśmy w niej jak głupie. A nowa - nie zapytała jej o imię! - się zgubiła. Czemu na planie nie ma numerów klas?
 Rzuciła torbę na ławkę, usiadła i zaczęła się rozpakowywać. Nikola zaś usiadła w trzeciej ławce. Sama. Z tego samego powodu; miała dwie przyjaciółki.
Murawiow coś wstukał do komputera. Nowa zamierzała usiąść w ostatniej ławce w rzędzie pośrodku.
 - Chyba nie myślisz, że pozwolimy ci samej usiąść? - zapytała Klara wskazując miejsce koło siebie. Nikola też była zdziwiona.
 - Właśnie. My dwie siedzimy same. I jak ty masz na imię?
 Dziewczyna zdawała się być przestraszona całą sytuacją. Nie wyglądała na kogoś, kto lubi zwracać na siebie uwagę. A tu nie dość, że była w szkole nowa, to jeszcze się spóźniła, a dziewczyny dodatkowo coś od niej chciały. Na pytanie odpowiedziała po chwili wahania.
 - Gundżu.
 Oryginalne imię. Może w innym kraju zwykłe. Murawiow się wtrącił.
 - Z wami to się niczego nie nauczy - powiedział sceptycznie - Może tylko slangu, bo chyba go nie zna. Na razie niech siedzi sama. I nie wpiszę wam spóźnienia, ale to sytuacja wyjątkowa.
 Dziewczyny wypakowały się. W pierwszych ławkach siedziała czwórka doskonałych. Właściwie trójka. Asia była na doczepkę - mniej perfekcyjna. Pierwszą ławkę pod ścianą zajęło dwóch chłopaków, dalekich od ideału.
 Julia, Ewelina i Ala musiały udowodnić, że są najlepsze. Łatwiej im było udowadniać, że to inni są gorsi. Wytrwale to robiły.
 - Boże drogi, z której Korei ją wytrzasnęli? - westchnęła Ewelina. Była niechcianym, najmłodszym dzieckiem i musiała się dowartościowywać. Najlepsze oceny, najładniejsze ubrania, blackberry, dieta i należenie do doskonałych.
 Doskonałe się tak nie nazywały. To kilka młodszych uczennic wymyśliło. Były czwórką oczarowane. Klara używała tej nazwy sarkastycznie. Nienawidziła doskonałych.
 - Muszę ją wziąć do Wielokulturowej - stwierdziła Julia. Pisała do gazetki szkolnej. W dziale Wielokulturowa Dwunastka uczniowie niepolskiego pochodzenia mogli opowiedzieć o swoim kraju. - Ale wiesz... jak ją opiszą? - zapytała Ewelina.
 - Tak jak trzeba - mruknęła Julia. Jeśli Gundżu - cóż za cudaczne imię! świetne do wyśmiania, nawet lepsze niż Medard, a tak się nazywał ich kolega z klasy - powie o tej swojej Korei czy Kazachstanie coś, co można wydrwić, to właśnie ten fragment będzie musiał przyćmić rzeczy normalne; najlepiej pominięte.
 Gundżu słuchała nauczyciela jednym uchem. Najpierw chodziła do szkoły, w której dzieci imigrantów uczyły się polskiego. Nikt nie wierzył, że chociaż nigdy nie mieszkała w Polsce, może znać polski. W Polsce była od początku lipca i dopiero teraz udało jej się udowodnić znajomość języka.
 Teraz właśnie Murawiow tłumaczył to zagadnienie, które tam było na ostatniej lekcji, na której była. Stosowanie wielkich liter. Tu było bardziej jako powtórzenie.
 Myślała o pierwszych ławkach. Nie słyszała rozmowy, ale domyślała się jej. Znała takich ludzi. Już ich spotykała. Dzieci bogatych rodziców, którym stan posiadania uderzył do głowy. Nie potrafią zrozumieć, że ten pogardzany ciemny lud jest lepszy od nich. Lubiące być w centrum uwagi małe gwiazdeczki... i ich przydupasy, dodała spojrzawszy na czwartą dziewczynę.
 Mimo wszystko ta sytuacja była dla niej nowa. Rodzice tych dziewczyn nie mogli być dużo bogatsi od rodziców reszty. To nie są córki właścicieli korporacji. Może córki dobrych lekarzy np. chirurgów.
 Jej dotychczasowi znajomi nazwaliby je plebsem.

 ***

 Za dwie lekcje była godzina wychowawcza. Na pierwszej lekcji temat był już zaczęty, więc dopiero teraz, gdy uczniowie siadali w ławkach, Murawiow zwrócił się do Gundżu:
 - Stań na środku, przedstawisz się klasie.
 - Chyba wszyscy mnie już zauważyli - powiedziała.
 Mówiła z akcentem. To był jej trzecia wypowiedź i drugie zdanie, więc jeszcze nikt nie skojarzył, skąd może być ten akcent. Był zresztą zbyt obcy, by ktoś mógł go znać. Jedno było pewne: nie jest z Chin.
 Jej wejście było rzeczywiście dość spektakularne. Lekcja potem przebiegała spokojnie.
 Na następnej, matematyce, nauczycielka zapytała ją, jak czytać nazwisko. Tak jak się pisze. Ale dziewczyna okazała się być świetną matematyczką.
Uczniowie usiedli. Gundżu stała pod tablicą. Murawiow siedział przy biurku.
 - Yyy... Jestem Gundżu Czujbatsan - powiedziała niepewnie. Akcent był jeszcze wyraźniejszy.
 - Skąd jesteś? - palnął od razu klasowy wariat Lem. Tym razem się nie wygłupił - wszyscy chcieli wiedzieć.
 Gundżu stała. Odpowiedź była dość skomplikowana. Nie chciała całej sprawy wyjaśniać. Patrzyła na Lema. Chłopak wyglądał jak Jaruzelski. Gundżu była marksistką.
 Dwie pierwsze ławki błyszczały swoją perfekcyjnością. Miały te niby milutkie uśmiechy, które aż chce się zdzierać z mordy nożem.
 Dwie dziewczyny, które zaprowadziły ją do klasy, siedziały w różnych miejscach. Ta z ciemnymi włosami - Klara - postanowiła w trzeciej klasie mieć niezłe zachowanie. Nie mogła się spóźniać, więc wyszła wcześniej. A potem winda stanęła, stała dość krótko, ale autobus im uciekł, więc do szkoły szły z buta. Czyli piechotą. Blondwłosa Nikola zawsze wychodziła do szkoły wcześniej. Powiedziały jej to po drodze.
Należałoby w końcu odpowiedzieć.
 - Jestem ćwierć-Polką. Repatriacja.
 Na tyle lakoniczne, że aż prawdziwe. W końcu jej dziadek był Polakiem i wrócił do ojczyzny. Że wcześniej ożenił się z Mongołką, a jego córka z synem Mongoła i Rosjanki, a ona miała bardzo kosmopolityczne życie - nie musi wyjaśniać.
 - A cała reszta?
 - Jesteś metyską?
 - Twoich dziadków Rosjanie wywieźli?
 - Czytasz znaczki?
 - Mam nadzieję, że nie zjesz mojego kota.
 - Ewelino, uważaj na słowa - natychmiastowo zareagował Murawiow, ale nikt go nie słuchał.
 - Ani mojego psa?
 - Masz normalne stopy?
 - Masz Downa?
 - Ej, zamknijcie, ku*wa, mordy - poleciła Klara - Gundżu jest w nowej szkole, nowej klasie i innym państwie niż do tej pory, być może zupełnie obcym. Nie utrudniajmy jej tego do chole*y. A wy, doskonałe, ogarnijcie, że jesteście miliard lat świetlnych za ludźmi, z których macie taką bekę.
 Klary największym wrogiem była ta chuda tyka składająca się ze skóry, kości i jadu czyli Ewelina Żonkil. Ta pierwsza zawsze utrzymywała, że jej nemezis rodzice nie kochali, więc ta wpadła w kompleksy i musi być idealna, by udowodnić swoją wartość. Na miejscu państwa Żonkilów Klara też nie kochałaby Linki.
 - Dziękuję - nie zwracając uwagi na przekleństwa mruknął Murawiow i zwrócił się do Gundżu - Może opowiesz nam, skąd...
 Urwał. To chyba nie miało już sensu. Gundżu miała łzy w oczach. Spuściła głowę i szybkim krokiem poszła do środkowej ostatniej ławki. Murawiow uznał za konieczne zrobienie pogadanki o tolerancji. Gundżu do końca lekcji nie podniosła głowy.
 Doskonałe obmyślały plan. W końcu Klara zaopiekowała się ich nową ofiarą. I odważyła się im postawić!
 A nowa o niewymawialnym nazwisku bez wahania w jednym, długim działaniu policzyła to trudne zadanie, gdy nauczycielka wyrwała ją do tablicy, tak na dzień dobry.
To była konkurencja. Widać po niej, że grzeczna, pokazała, że inteligentna, ładna może nie, ale urodą ma oryginalną i jej egzotyka mogłaby przyćmić nieposiadanie iPhone’a lub jeszcze lepszego urządzenia. W każdej dziedzinie lepsza. Trzeba ją ośmieszyć. By nie zachwiała ich pozycji.
 Cel - zlikwidować.

 ***

 Klara wyszła z domu na rolki. Lubiła jeździć. Teraz dodatkowo musiała parę rzeczy przemyśleć.
 Dzisiejszy dzień był dziwny. Łukaszowi wyjaśniła zadanie trzecie. Gundżu, rozwiązując je, zapisała na tablicy jednego długiego tasiemca, zamiast szeregu równań. O danych i szukanych również nie pomyślała. Dla takiego humanisty to było za trudne.
 Zaraz po wyjaśnieniu włożyła z powrotem rolki i teraz pomykała ulicą C. K. Norwida, na której mieszkał jej przyjaciel. Znaczy: przy której. Ona też nie jechała ulicą, tylko chodnikiem. Po prawej miała szeregowiec, po lewej ulicę, a dalej zaniedbane kamienice starej, ale nie reprezentacyjnej części miasta. Na pasach przejechała do tej dzielnicy. Lubiła to miejsce.
 Z całej klasy mieszkał tu tylko Marek. Kiedyś toczyli z nim wojnę. Piotrek nienawidził dresiarzy. Po pięknym spuszczeniu łomotu chłopak chyba do czegoś użył tej łysej głowy i już nie wchodzili sobie w drogę.
Wojna z doskonałymi wciąż trwała - one w swoich głowach niczego nie miały, by tego użyć.
 Gundżu zupełnie nieświadomie stała się nową kością niezgody. Klara o nią zadba.
Popatrzyła na jedną z secesyjnych kamieni i zatrzymała się przy niej. Na parterze mieścił się antykwariat.
 Przejrzała się w szybie wystawy. Nie miała na co narzekać. Była wysoka (przez różnicę ponad trzydziestu centymetrów miała mały problem by rozmawiać z Łukaszem), nawet zgrabna, wyjątkowo brzydkich rysów twarzy nie posiadała.
 Związała włosy, bo trochę przeszkadzały podczas jazdy.
 Na wystawie była książka Kultury Dalekiego Wschodu z gejszą na okładce. Gundżu było daleko do gejszy. Japonką nie jest. Klara przynajmniej tak sądziła. Ostatecznie się nie dowiedzieli. Na pewno lepiej tam uczyli francuskiego niż angielskiego. Tak świadczyły umiejętności Gundżu.
Klara pojechała. Dwie kamienica dalej przez okno wyglądała dziewczyna, która jedynie kolorem skóry różniła się od przegranych spod Legnicy

***

 Artykuły szkolnej gazetki często powstawały w pokoju Ali. Także i dziś Julia przyszła do niej w tym celu. Miały przeprowadzić wywiad do Wielokulturowej Dwunastki. Gundżu jeszcze nie było, gdy dziewczyna przyszła.
 - Cześć, chcesz soku? - zapytała Ala, wpuszczając przyjaciółkę. Julia zawsze piła sok i tym razem też skinęła głową. Poszły do pokoju gospodyni. Miał beżowe ściany, ciemną podłogę i dwa duże okna z fioletowymi zasłonami. Przy biurku były trzy krzesła - dwa przyniesione z kuchni.
Usłyszały nieśmiałe pukanie do drzwi. Gundżu. Ala otworzyła jej i zaproponowała sok, wodę, herbatę lub colę.
 - Wolę herbatę.
 Witaj w jaskini lwa pomyślała Julia, gdy Gundżu weszła do pokoju. Ćwierć-Polka wyraźnie czuła się tu niepewnie. I dobrze. Zdenerwowani ludzie sami z siebie mówią bzdury.
Ala była świetną aktorką. Na jej twarzy pojawił się uspokajający uśmiech. Zresztą, kolor jej oczu - coś pomiędzy zielonym a szarym - przypominał Julii oczy miłej przedszkolanki, co uwiarygodniało uśmiech. Gundżu raczej miała inną przedszkolankę.
 - Będę notować podczas rozmowy - zaczęła Ala - Będziesz tylko odpowiadać na pytania, które ci zadamy. Potem wybierzemy...
 My bez ciebie.
 - ...najlepsze fragmenty i to trafi do gazetki.
 A najlepsze to te, które sprawię, że ty i twój kraj wydacie się jeszcze głupsze niż jesteście.
 Gundżu nerwowo przygryzała wargę. Wyglądała z tym jeszcze bardziej idiotycznie. Teraz Julia postanowiła się odezwać.
 - Usiądź sobie, rozluźnij się - poradziła ćwierć-Polce - Nie zjemy cię...
 Zrobimy coś jeszcze gorszego.
 - Może najpierw powiedz, gdzie się urodziłaś?
 Gundżu upiła łyk herbaty. Nie słodziła.
 - W Moskwie - odpowiedziała.
 Moskwa? Moskwa w Rosji? Bądź co bądź europejskiej Rosji? Zamieszkanej przez podobnych nam Słowian?
Ala zaskrobała ołówkiem i zapytała:
 - Jakiej jesteś narodowości?
 - Żadnej - padła odpowiedź.
 Tak to się niczego nie dowiedzą. A ich ofiara bezczelnie popijała herbatę, nie dając okazji do ataku. Nawet na nie nie patrzyła. Rozglądała się po pokoju. Zapewne była w dużo gorszej sytuacji materialnej, więc miała co podziwiać. Wszystko tu było drogie i nowoczesne: meble z matowego metalu, komputer, wieża. Pokój zresztą mały nie był. A wspomnieć trzeba, że znajdowały się w odnowionej, renesansowej kamienicy.
 - Gundżu, Rosjanką nie jesteś. To widać - powiedziała Julia - Powiedz nam, skąd pochodzisz i gdzie się wychowałaś.
Gundżu pomyślała chwilę.
 - Rodzice to metysi, których jedno z rodziców było z Mongolii, ale mam dziadka Polaka i babcię Rosjankę.
I to jest konkret! Teraz trzeba coś wymyślić. Można by... przypomnieć inną nazwę zespołu Downa - mongolizm. Albo powiedzieć coś o sfermentowanym końskim mleku. Trzeba się więcej dowiedzieć o tym kraju.
 - Mieszkałaś w Rosji? - zapytała Ala.
 - Bywałam tam u rodziny - zaczęła mongoło-rosjanko-polka - Mieszkałam w Ułan Bator, ale chodziłam do prywatnej szkoły we Francji. Mam też krewnych w USA.
 Prywatna szkoła! We Francji! Ta to miała życie. Ale miałyśmy atak głuchoty, gdy to mówiła. Obie. Naraz. Jest Mongołką z Ułan Bator. Posiada krewnych w USA, ale ledwo mówi po angielsku.
 - Dziękuję - powiedziała Ala - Może na początek opowiesz o Mongolii? To będzie najbardziej egzotyczne. Jak się tam żyje?
 Mogła to spokojnie zostawić Ali. Ona sama oficjalnie nie była członkinią redakcji Dwunastki. Wystarczało jej bycie przewodniczącą szkoły, działanie w Młodzieżowej Radzie Miasta, ozdabianie szkoły w grupach o szumnej nazwie komitetów dekoracyjnych i pomaganie przy organizacji szkolnych imprez i konkursów. W redakcji i tak jej słuchali.
 Gundżu odpowiedziała po krótkim zastanowieniu.
 - Trudniej i łatwiej, zależy jak na to spojrzeć.
 To akurat było oczywiste. Podróżowanie z tymi ogromnymi namiotami pewnie łatwe nie jest, ale dla odmiany się przy tym mniej myśli.
 - A zechciałabyś opowiedzieć nam o czymś konkretnym? - delikatnie zasugerowała Ala.
 Ona wszystko z Gundżu wyciągnie.
Gdy Gundżu opowiadała, Julia już zupełnie nastawiła się na wyłapywanie okazji do drwin. Jej przyjaciółka notowała za nią.
 Nowa zdawała się mieć napisane na czole: Jestem świetną ofiarą, ośmiesz mnie. Płaska twarz, równie płaska figura, ubranie brzydkie. W zasadzie zwykłe, ale brzydkie. Gundżu było nie do twarzy w czerni i bieli. Chociaż akurat rurki były wskazane przy jej figurze.
 Ale ta twarz... Ha ha ha. Wpisuje się w trójkąt. Mimika jak przy porażeniu mięśni twarzy. Słowo mimika to zresztą przesada, ta twarz niczego nie wyraża. Usta są tak wąskie i zaciśnięte, że niedziwne, że jest taka małomówna. Po prostu trudno jej je otworzyć.

***

Tego ranka Klarze udało się dotrzeć na czas. A nawet przed nim. Usiadła obok Łukasza; Piotrek został sam. Była to lekcja matematyki. Gundżu siedziała sama. Mogła się skupić na liczeniu. Przyszła nawet 20 minut przed czasem. Ten czas spędzała czytając książkę. Zapisaną cyrylicą.
Doskonałe ze swoich pierwszych ławek zapuściły się na tył klasy. Ewelina usiadła na wolnej części ławki Gundżu. Wzięła książkę i popatrzyła na okładkę. Карл Маркс? Co to za język? Ruski?
>  - Lepiej byś się wzięła za angielski niż rosyjski - powiedziała w tonie dobrej rady.
 Gundżu chyba zależało na odzyskaniu książki. Nie odpowiedziała, ale najzwyczajniej w świecie wyciągnęła rękę po swoją własność.
 Tylko ona wiedziała, że to Manifest Partii Komunistycznej i wolała, by tak zostało. Takie poglądy nie są akceptowane. Nawet, gdy w mediach widać pewne lewicowe tendencje, to o Marksie się mówi źle albo wcale.
Dzieci bogatych prawie nigdy nie są marksistami. Mogą najwyżej mieć poglądy lewicowe w kwestiach obyczajowych. Bo popieranie aborcji, a sprawiedliwość społeczna to dwie różne rzeczy. Zresztą, poglądy na sprawy obyczajowe są efektem nadmiaru kasy - z nudów niszczą sobie organizm narkotykami, na nie i leczenie przecież mają; mają zbyt wygodne życie, by je sobie utrudniać wychowywaniem dziecka, więc aborcja, a kościół jej zabrania i jest dla ubogich, co im się w głowach zupełnie nie mieści.
 Ewelina podniosła dłoń z książką wyżej, a potem rzuciła ją do Julii, która ją zręcznie złapała... ale starsza od każdego obecnego w klasie ucznia broszurka się po prostu rozpadła. Okładka została w rękach dziewczyny, a kartki były wszędzie dokoła niej.
 - Życzę powodzenia w zbieraniu dzieła Nacagdordża - powiedziała jadowicie Ala. Wczoraj wszystkie cztery wyguglały Mongolię. To było nazwisko tamtejszego poety. Brzmiało wystarczająco zabawnie. Prawie wszyscy się roześmiali. Gundżu nie - zbierała strony książki, która wcale nie była dziełem Nacagdordża. Klara, Piotrek i Łukasz również się nie śmiali. W końcu z doskonałymi toczyli wojnę. I zapowiadało się na przegraną bitwę; Gundżu już ośmieszono, nie da się tego zmienić. Ani powstrzymać tego procesu.
 Skoro ktoś zaczął z niej szydzić, to inni też będą to robić. No bo czy taki Mateusz, ośmielony, nie wyśmieje jej? Albo Iga nie znajdzie nowego pretekstu do śmiechu? Albo jej zły bliźniak? A o Wojtku to lepiej nie mówić - Jaruzel dla każdego był niemiły. No i teraz też się musiał odezwać.
 - Czujbatata... Czuba... Ciuciubabko, uciekł mi pies, proszę, nie jedz go, odpuść sobie jorki w najbliższym czasie.
 Gundżu podniosła wzrok znad kartek. Przerażone, smutne oczy. I ta... pogarda? Dla reszty świata. A tej co? Poczuła się lepsza? Jezus cierpiący na krzyżu też był lepszy od Rzymian i mu to niewiele pomogło. Ciesz się dalej, dziewczyno, z bycia wyszydzaną. Ech, ciebie to nie warto bronić.
 - Bronimy jej? - zapytał Łukasz.
 - Nie - powiedziała Klara stanowczo.
 - Ale... - zaczął Piotrek, gdy ktoś rzucił coś na temat mongolizmu - No naprawdę? Ona nie zasłużyła, by...
 - Stul dziób - poleciła Klara. Nie miała w zwyczaju siedzieć cicho, gdy działo się coś, co się jej nie podobało. Miała problem z usiedzeniem, więc obgryzała paznokcie. A oni ją jeszcze... miała taką słabą wolę.
 Bitwa była już przegrana. Mogli tylko pogorszyć sytuację. Gundżu się nie będzie bronić - to pewne. Jeśli oni to zrobią - nie uda im się jej wygrać, a zostaną obrońcami Gundżu. Kolejny pretekst do drwin; fakt, że dziewczyna potrzebuje ich pomocy. Gnębiono by ją jeszcze bardziej, gdyby ich nie było w pobliżu. Nie byli w szkole lubiani.
Zadzwonił dzwonek. Do klasy weszła nauczycielka, wszyscy zajęli swoje miejsca. Tylko nie Gundżu. Zbierała swoją książkę.
 W klasie był hałas - uczniowie obgadywali ofiarę doskonałych. Nauczycielka zmarszczyła brwi widząc skuloną na podłodze dziewczynę. Już zdążyła ją polubić - matematykę umiała i nie sprawiała kłopotów na lekcjach. Ale ona łatwo zmieniała zdanie. Przynajmniej na gorsze. Na lepsze trudniej.
 - Gundżu, rozwiąż na tablicy zadanie czwarte ze strony piętnastej w ćwiczeniach - nakazała, a potem patrząc na kartki dodała - I nie śmieć.
 Klasa zachichotała na wzmiankę o śmieceniu. Gundżu podniosła kartki, niedbale położyła je na ławce, wzięła zeszyt ćwiczeń i podeszła do tablicy. Gdy zaczęła pisać, rozwiązując zadanie, Michał Pasek, zły bliźniak Igi, szybko wstał i podbiegł do jej ławki. Chwycił kartki, równie szybko pobiegł do przodu i wyrzucił je do kosza, zanim nauczycielka zdążyła zareagować. Pewnie i tak by nic nie zrobiła.
 - Michale, wracaj na swoje miejsce - poleciła - Kogo nie ma?
 - Mateusza - powiedziała Jaruzel, któremu brakowało kumpla - I tylko jego.
 Gundżu skończyła zadanie, a Klara już tłumaczyła je Łukaszowi. Chłopak był stuprocentowym humanistą i ledwo się orientował, że 100% to dużo. Zaś nowy geniusz matematyczny zauważył brak kartek. Rozejrzał się i zobaczył dość charakterystyczne znaki (cyrylica w Polsce się nieźle rzuca w oczy) w koszu. Wrócił do ostatniej ławki.
 - Czemu jej nie pomogliśmy przed lekcją? - zapytał Piotrek - Jak mogłaś?
 Klara musiała mu wyjaśnić swój tok myślenia. Nie był zadowolony. Zaś Łukasz narzekał, że trzeba być barbarzyńcą, by wyrzucić książkę.
Po dzwonku całą trójką podeszli do Gundżu. Jeszcze się nie spakowała. Na ławce smętnie leżała czerwona okładka. Piotrek popatrzył na nią. Jego dziadek pochodził z Ukrainy. Może chłopak świetny w jego ojczystym języku nie był, ale cyrylicę czytał.
>  - Karol Marks? - zapytał zdziwiony. Wspomniany dziadek Ukrainę opuścił tuż po wojnie. To chyba wystarczająco wyjaśnia Piotrka poglądy na te sprawy. Gundżu spuściła wzrok i spakowała pozostałe książki. Okładkę wzięła w rękę i również wrzuciła do kosza. Nie wiedzieli, co powiedzieć.
 - Nie przejmuj się, doskonałe mają kompleksy i dlatego im odbija - palnął Łukasz - Są nieskończenie wiele razy gorsze od nas.
 - Wiem - powiedziała Gundżu wychodząc z klasy. Klara wyjęła z torby drugie śniadanie, rozwinęła je i fiolówkę założyła na dłoń jak rękawiczkę.
 - Dobrze, że nikt jeszcze nie jadł drugiego śniadania i nie wyrzucał opakowania - powiedziała wyjmując z kosza najpierw okładkę, a potem kartki. Na szczęście w klasie nikogo już nie było. Nie pozwolono by jej zapomnieć nurkowania w śmieciach. Nawet w sytuacji, gdy w koszu są tylko papiery i obierki po ołówkach.
 - Jest w mieście ktoś w rodzaju - Piotrek zawahał się szukając odpowiedniego słowa - introligatora?
 - Jest - odpowiedział Łukasz - bibliotekarki kiedyś o nim wspominały. Tam są normalne numery stron, by to jakoś ułożyć?
 Klara obejrzała kartki.
 - Liczby są normalne. Piotrek, umiesz przeczytać tytuł?
 - Przeczytać potrafię - odpowiedział chłopak - Ale nic nie rozumiem... No, to słowo trochę przypomina coś z komunizmem, ale głowy nie dam.
 -Komunizmem? - zapytał zdziwiony Łukasz.
 - Przecież to Marks - wyjaśnił Piotrek - To oczywiste, że coś z komunizmem.
 - Poukładamy dziś po lekcjach puzzle - powiedziała Klara - Piotrek, możesz to włożyć do szafki? U mnie nie ma miejsca.
 W jej szafce było wszystko. Łącznie z kanapką, której nie zjadła w pierwszej klasie. Mimo takiej zawartości Klara jakimś sposobem normalnie jej używała. Zaś Piotrek umiał utrzymać u siebie porządek, jako jedyny z całej trójki.

***

 Zaraz po lekcjach poszli do domu Łukasza. Był to biały dom, pomiędzy dwoma identycznymi, ale jeden był błękitny, drugi beżowy. Tylko ten segment ze wszystkich był biały. Dlatego Łukasz stwierdzał, że będzie prezydentem. Prezydentem Polski, bo na Biały Dom ich segment jest za mały.
Najpierw odrobili lekcje. Łukasz miał w zwyczaju robić to zaraz po powrocie ze szkoły, więc musieli się dostosować. Potem zabrali się za puzzle. Czyli układanie kartek książki Gundżu w odpowiedniej kolejności.
Rozłożyli kartki na stole. Okazało się, że kartki są pojedyncze, czyli dwa razy więcej układania.
 - Co robicie? - powiedziała Łukasza mama siadając przy nich - Kto wam zniszczył książkę?
 - Marek - wyjaśniła Klara. Maria Lalewicz wiedziała, że Marek to dres, że się nie lubią i że kiedyś się z nim bili. Wiedziała o wszystkim.
 - To książka Gundżu - dodał Łukasz. Najwyraźniej wiedziała też, kim jest Gundżu - Ewelina jej ją zabrała i powiedziała coś, że lepiej by zrobiła kując angielski niż rosyjski, potem rzuciła książkę Ali, a ta się rozpadła. Zanim Gundżu zdążyła to pozbierać zaczęła się lekcja i ten troglodyta wyrzucił ją do kosza, bo nauczycielka widząc kartki na podłodze powiedziała, by Gundżu nie śmieciła.
 - Ta wasza nauczycielka matematyki jest jakaś dziwna - słowa Marii były jedną z tych oczywiście oczywistych mądrości - Mówiliście kiedyś coś, że pomyliła się aż o dwie oceny, sprawdzając test.
 - Bo nie sprawdza sama, tylko robi to za nią Janseniuk - powiedziała Klara - Ona rozwiązuje, daje mu rozwiązania, a on porównuje. A że jest kretynem, to ah/2 zapisane ułamkiem wydaje mu się czymś innym niż ah:2 z kropkami. I tak dostałam pierwszą tróję z matmy.
 Maciek był dobry z matematyki i nieźle podlizywał się nauczycielce. Gorszy niż Klara... Nie, nie do końca. Ona popełniała więcej błędów z pośpiechu, bo nie miała problemów z liczeniem i robiła to za szybko. Często też podpadała nauczycielce omijaniem danych i szukanych, a także niepisaniem proporcji, tylko od razu równania. Maciek zaś liczył zgodnie z wszystkimi zasadami sztuki. Nie był aż tak dobry i bez nich błądził jak dziecko we mgle. A ich oboje biła na głowę Gundżu. Ona robiła większość działań w pamięci i nie popełniała błędów. Nowy geniusz matematyczny. Upośledzony społecznie, jak się dzisiaj okazało.
 - Jak to, jakiś facet za nią sprawdza? - zapytała ze zdziwieniem mama Łukasza. Wszyscy zaczęli się śmiać.
 - Mamo... - zaczął Łukasz próbując opanować śmiech - Maciek Janseniuk jest w naszej klasie. Rydz daje mu rozwiązania i on po prostu porównuje.
 - To co ona w ogóle robi? - zapytała zdziwiona mama - Przecież podobno wam nie tłumaczy, tylko daje zadania.
 - To robi, że daje nam zadania - powiedziała Klara, wkładając kartkę z trzecią i czwartą stroną za tą ze stroną tytułową, a przed tą z siódmą i ósmą. Środka jeszcze nie znalazła. Musieli ułożyć to po kolei.
 - Pomogę wam - oznajmiła mama i sięgnęła po najbliższe niezaszeregowane - Czy Gundżu wie, że wyjęliście to z kosza? Mam stronę piątą, ktoś ma czwartą?
 Klara wzięła od niej kartkę i przez najbliższe kilka minut rozmawiali tylko o stronach. Potem ktoś zaczął grzebać kluczem w zamku drzwi wejściowych. Chwilę potem do domu weszły siostry Łukasza.
Dopiero teraz wróciły ze szkoły. Przybiegły do kuchni się z nimi przywitać, od razu zauważyły, że przyjaciele Łukasza też są w domu. Były w szóstej klasie podstawówki. Jak na razie wydawało się, że w przeciwieństwie do mamy i brata będą miały całkiem konkretny wzrost, a nie głupie metr pięćdziesiąt. Odziedziczyły to po tacie. Nie były z tego zadowolone.
Krótko przed ich narodzinami Szymon Lalewicz dostał awans i zaczął więcej pracować. Wysyłano go też do innych miast na jakieś konferencje, szkolenia, cuda na kiju. Mniej czasu spędzał z rodziną i bliźniaczki być może nie poznałyby go na ulicy. Wychowywała je matka, z pomocą Łukasza, który zawsze chętnie spędzał czas z siostrami, a odkąd trochę podrósł, opiekował się nimi. Klara cieszyła się, że jej trzej starsi bracia tacy nie są. Po prostu był aż nazbyt opiekuńczy.
 Siostry wolałyby być podobne do mamy i ubóstwianego niemalże brata. Oni zaś twierdzili, że nie chcieliby tego. Wystarczy Pigmejów w rodzinie Lalewiczów. To naprawdę nie jest miłe. Zawsze się okazuje, że im bardziej potrzebna jest książka, tym na wyższej półce się znajduje. Ludzie wysocy zaś uporczywie nazywali ich karłami, chociaż oni mieli normalne proporcje ciała. Zresztą, tak mniej więcej zaczęła się znajomość Łukasza i Klary; o ile ona i Piotrek przyjaźnili się od zawsze, o tyle Łukasz się do nich przyłączył dopiero w gimnazjum.
 Otóż, na wyjeździe integracyjnym Łukasz i Piotrek wylądowali w tym samym pokoju. Zaczęli jakoś tam rozmawiać i wkrótce się polubili. Gdy szli z pokoju 39. na śniadanie Klara musiała porozmawiać z przyjacielem o super ważnej sprawie. A wtedy właśnie chłopcy prowadzili bardzo ciekawą dyskusję! No i Klara była miła jak zwykle - powiedziała coś w stylu: Wypad, karle, mamy coś do obgadania. Wtedy Łukasz stwierdził, że dziewczyna powinna nosić na szyi tabliczkę Zły pies. Śniadania nie zjedli, bo tyle czasu zmarnowali próbując się pozabijać, że nie zdążyli na nie przyjść. Ale Klara miała jakieś chrupki, Łukasz czekoladę, a Piotrek ciastka, więc z głodu nie umarli. I przy okazji zerwali się z zajęć integracyjnych. Podobno wiele nie stracili, ponieważ tylko ta trójka była naprawdę zintegrowana.
 - Cześć - powiedziały chórem Ola i Zuzia siadając przy nich - Co to?
 - Książka, którą najpierw zniszczono, a potem wrzucono do kosza... -zaczął Łukasz. Dziewczyny okazały stosowne oburzenie tak barbarzyńskim czynem.
- Należy do nowej dziewczyny z naszej klasy, jestem za głupi, by wymówić jej nazwisko...
 - Gundżu Czujbatsan - podsunął Piotrek. Miał pamięć do trudnych słów. Przyda mu się, bo chłopak zamierzał zostać lekarzem - Język słowiański to nie jest, więc w życiu tego nie przeczytamy.. Jak sprawdziłem w Internecie, z krajów stricte azjatyckich cyrylicy używa się w Kazachstanie, Mongolii i jeszcze kilku innych postsowietach, głównie zakończonych na -stan chociaż Turkmenistan dzielnie dąży ku Zachodowi i używa łacińskiego. Swoją drogą, więcej się nauczyłem geografii dzisiaj niż przez całe gimnazjum.
 Piotrek wprost nienawidził geografii i nawet nie próbował się jej uczyć. I tak nie wychodziło.
- To już niezły konkret - powiedziała Klara. Oni wciąż nie wiedzieli, skąd Gundżu pochodzi.
 - Wciąż się nie dowiedzieliście? - zapytała mama - A podobno próbujecie ją chronić.
 - Próbujemy, ale ona jest jakaś dziwna...
 - Przestań - powiedział Piotrek, który zawsze wierzył, że wszyscy są dobrzy, poza dresami - Nie jej wina, że jest w nowej szkole i wśród tak niemiłych ludzi.
 - Ale widziałeś, że ona nie lubi Murawiowa? - powiedział Łukasz. Jego autorytetami byli mama i wychowawca klasy. Nielubienie jednego z nich było u niego niewybaczalne.
 - Aha - Piotrek w obliczu argumentu takiego kalibru musiał skapitulować.
 - Dobra, dobra - powiedziała Klara - Machnijmy na to ręką. Nie lubi też Marka i doskonałych, więc jednego źle dobranego nielubianego możemy jej wybaczyć. Wracając do tematu, te doskonałe... - i streściła historię siostrom Łukasza.
 - To okropne! - powiedziała Ola.
 Zuzia była niezadowolona. Miała wrażenie, że jeśli powie coś teraz, to pomyślą, że robi to dlatego, że siostra wyraziła swoje oburzenie. A jak nie powie, to pomyślą, że nie oburza ją zachowanie Marka. Stosowne oburzenie było konieczne, sądziła, że jej siostra ma plus u mamy, Łukasza i jego przyjaciół. Rywalizowały o uwagę dwojga pierwszych, zaś Klarę i Piotrka po prostu Zuzia lubiła.
 -I teraz możecie się nam przydać - powiedział Łukasz, ponieważ wpadło mu coś do głowy - Pójdziecie do biblioteki i zapytacie panią Marciniuk o introligatora w mieście oraz, czy mają coś Karola Marksa, a jeśli tak, to od razu to wypożyczacie. Przedłużycie też książkę o Rzeczypospolitej Weneckiej.
 Pani Marciniuk była ciotką Asi i osobą dużo milszą od swojej bratanicy. A przy okazji bibliotekarką.
 Obie siostry przytaknęły, powtórzyły polecenia jedna przez drugą, by upewnić się, że dobrze wszystko rozumieją, a potem założyły buty i wyszły z domu. Ola wybiegła; zawsze poruszała się trochę za szybko. Często też na coś lub, co gorsza, kogoś wpadała. Pozostawało mieć nadzieję, że to nie ADHD. Tak to nazywał ojciec, w rzadkie dni, gdy spędzał z rodziną wystarczająco dużo czasu, by zauważyć nadmiar energii swojego najmłodszego dziecka. Mama uważała, że nie jest aż tak źle. Ojciec po prostu w związku z pracą ma mniej energii niż normalni ludzie, więc wydawało mu się, że Ola ma jej jeszcze więcej. Kontrast.
 - Po co wam Marks? - zapytała mama - Ja wiem, że kto za młodu nie był komunistą... ale naprawdę chyba nie ma potrzeby go czytać.
 Jej nienawiść do tego systemu była przyjaciołom znana. A ona wiedziała, że Klarze wciąż za mało wolności, więc była bardzo zdziwiona zainteresowaniem tym człowiekiem.
Piotrek pokazał jej okładkę.
 - Karł Marks - podsumował - W nazwie jest słowo komunizm, więc myślimy o Manifeście.
 - Ta dziewczyna jest naprawdę dziwna - przyznała Maria Lalewicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz